wtorek, 28 lutego 2006

Wypadek

Dziś piętnastką dotarłam tylko do Burowca…
Z wypadku szydzić nie będę, bo to, że koś wpadł pod tramwaj mało śmieszne jest, jednak zirytowałam się, że całe to zdarzenie wstrzymało ruch tramwajowy w obu kierunkach… No bo przecież wszyscy muszą złożyć zeznania i nie wiem co jeszcze… pokontemplować nad kruchością ludzkiego życia i lakieru tramwajowego oraz brakiem umiejętności przechodzenia przez ulice w pobliżu przystanków?
Poczekałam, aż karetka zabrała nieszczęsnego przechodnia i kiedy okazało się, że to nie takie proste i tramwaje jeszcze trochę postoją – ruszyłam w stronę przystanku autobusowego na trasie A4 / E4 / 4 / niewiem… Podziękowania dla Kasi za przewodnictwo, bo nigdy wcześniej się w tej części Katowic nie poruszałam i nie bardzo wiedziałam gdzie się udać.
Tak więc pozwiedzałam trochę… Park, zespół szkół technicznych im.Prusa, ulica Deszczowa i Przedwiośnie (szklanych domów nie widziałam), drewniany kiosek z owocami itp.
Gdy byłyśmy już blisko przystanku, zauważyłyśmy 808, który co prawda już z przystanku odjechał, ale stał jeszcze na skrzyżowaniu. Podbiegłyśmy więc i pukamy… Niestety kierowca nie raczył nas zaszczycić nawet spojrzeniem… W międzyczasie uciekł nam 835, co jakąś wielką stratą nie było, bo nie do końca jedzie do mnie:)
Na szczęście, komunikacja miejska ma tą cechę, że autobusy jeżdżą stadnie. Także 3 autobusy, czyli jakieś 5 minut później nadjechało 811, którym już bez większych trudności dojechałam do domku…

Dodam jeszcze, że od połowy ostatniego wykładu myślałam sobie głównie o tym, co sobie zjem, jak wrócę czym prędzej do domku… Ale nie było tak źle. W sumie jak na taki wypadek to półgodzinny poślizg to właściwie nic takiego.

Na koniec ciekawostka o Służbie Zdrowia: Po wpakowaniu poszkodowanego do karetki, ambulans ten czekał jeszcze z 5 minut zanim ruszył… No w sumie co za różnica czy im się pacjent wykrwawi tutaj czy dopiero w szpitalu?


Pamiętajcie! Tydzień bez wypadku tygodniem straconym!
Pozdrawiam. Marysia

poniedziałek, 27 lutego 2006

Czy sie zdziwiłam? - czyli miłe zaskoczenie... a może nie?

Chyba pierwszy raz od bardzo dawna zostałam mile zaskoczone przez piętnastkę. Chyba mi wyjdzie dzisiaj notka pochwalna... hihi... Pierwsza i ostatnia, jak sądzę. Ale do rzeczy.
Dzisiaj rano, gdy jechałam do szkoły, piętnastka przyjechała o czasie. Ani za wcześnie (jakbym miała papierosa, tobym pewnie zdążyła wypalić, ale nie miałam:P), ani za późno (czyli nie zdążyłam zmarznąć, bo pomimo słonka jest jednak trochę chłodno). Przyjechała, a to najważniejsze, jeśli wziąć pod uwagę, że w nocy spadło ze 3 cm śniegu. (A jak wiemy, śnieg największym wrogiem tramwaju.)
Piętnastka była podwójna! Choć o tej porze (11.03) to normalne, to jednak miła sprawa.
Piętnastka nie zepsuła się po drodze na uczelnię i nie zatrzymała się ani razu bez powodu. Pod AE była o czasie.
Czyli teoretycznie pierwszy raz wszystko poszło tak jak powinno i właściwie nie ma się co dziwić. Ale tym większym dla mnie zaskoczeniem było, że kiedy wracałam do domu, nie wszystko szło zgodnie z planem, ale jak najbardziej mnie na rękę, a to sie nie zdarza prawie nigdy. Zwykle jest wręcz przeciwnie.
Wychodząc z uczelni zauważyłam, że piętnastka właśnie odjeżdża i pomyślałam o niej dość szpetnie, starając się jednak przyjąć to ze stoickim spokojem, bo przecież to piętnastka. Ale o dziwo, kiedy doszłam na przystanek, przyjechała następna (minęło jakieś 5 minut i to na pewno nie było zgodnie z rozkładem, chyba że mówimy o razkładzie jakiegoś innego tramwaju:). I to, w odróżnieniu od tej, która mi uciekła, podwójna!
Jeszcze na tym samym przystanku, piętnastka, do której wsiadłam, zawachała się lekko, czy może jednak nie zrezygnować z daleszej drogi. Owierała i zamykała drzwi, podjeżdżała to do porzdu, to do tyłu, piszczała, dzwoniła, jęczałą i tak dalej. Chyba jej się nie podobało, że dyspozytor tak krzyczy przez to swoje radio. Jednak w momencie, w którym miałam już stracić nadzieję na dotarcie do Skarbowego przed jego zamknięciem, piętnastka ruszyła. Zdecydowła, że jednak nie pozbawi mnie przyjemności obcowania z buirwami w Urzędzie. Stwierdziła, że nie godzi się, abym marzła i złościła się na przystanku przez następne (minimum) 20 minut. Ruszyła radośnie i szybko, wprawiając mnie tym w stan lekkiego zaniepokojenia.
Na szczęście nie jechałam dzisiaj do końca, a wysiadłam w centrum, i nie wiem, co działo się dalej. Ostatnim objawem sprzyjania mi tejże piętnastki, którego byłam świadkiem, było przejechanie przez główne skrzyżowanie w Sosonowcu, bez poświęcenia jakiejkolwiek uwagi czemuś tak bagatelnemu jak sygnalizacja świetlna. Tak bardzo chciała, żebym zdążyła przed zamknięciem.
Powracając po zadziwiająco krótkim czasie i w zadziwiająco dobrym humorze z Urzędu Skarbowego, zdradziłam jednak piętnastkę i pojechałam autobusem, który akurat się zjawił. Doszłam bowiem do wniosku, że zbyt wiele dobrego spotkało mnie dzisiaj ze strony ukochanego tramwaju i nie będę juz nadużywać dziś jego dobrej woli.
Liczę, że starczy jej jeszcze troche dla Marysi...

Wierzę, że dzisiaj jest dobry tydzień...

Ciekawostka:
W zeszłym tygodniu, aby przebłagać piętnastkę, skasowałyśmy z Marysią bilet miesięczny. Czy to są efekty? Chyba muszę częściej kasować miesięczne...


Made by Magda

piątek, 24 lutego 2006

Wypadek

Wracałam dziś wieczorem po egzaminie do domku (nawiasem mówiąc porażka zwana zajęciami frustrująco-psychotycznymi (w skrócie zfp) objawiła się laniem wody o tym, że restrukturyzacja to zmiana struktury kapitału, co dla mnie jest troszku idem per idem, ale qui cares? Może Pani Halinka nie zauważy…) Wracając do tematu… Nie czekałam długo na tramwaj. O dziwo przybył o czasie. Okazało się jednak, że o tej porze dość dużo osób jeszcze podróżuje, więc przyjechał pojedynczy… No ale trudno. Po ciężkim dniu najważniejsze to wrócić do domku jak najszybciej – miejsca siedzące są nieistotne. No więc wracam do domu, wracam, ciemno wszędzie, głucho wszędzie…
Jedziemy, wywracając po drodze nieletnich pasażerów, mkniemy przez zgliszcza, nie oglądając się za siebie… Oczywiście do czasu… Do czasu aż piętnastka zatrzymała się na mijance na Stawikach i czeka, czeka, czeka… Po chwili pomyślałam, że może o tej porze tramwaj o 17.44 pod uczelnią jedzie tylko do przystanku Zajezdnia Stawiki (choć nikt o takim wcześniej nie słyszał) i czeka tam do 5 rano na przykład. Możesz wysiąść albo poczekać w niej do świtu… Wybór należy do Ciebie… Nie wiadomo…
Po kolejnej chwili zdawało się, że wykrakałam (tudzież zgadłam)… Drzwi się otworzyły i do końca pojazdu (gdzie stałam) dotarła informacja, że można wysiąść i iść pieszo albo zostać i poczekać.
No więc zdecydowałam się na orzeźwiający spacerek. W międzyczasie dowiedziałam się, że był jakiś wypadek i dlatemu piętnastka nie może dalej jechać. Trudno, nie?
Powróćmy do spacerku… Wspominałam, że było ciemno? Nic nie widać,. Nie widać czy idziesz po lodzie / błocie / śniegu / wodzie / gównie / niewiadomo. Nie wiadomo czy nie poślizgniesz się zaraz na tym lodzie, którego nie widać i nie wpadniesz do Brynicy. Nie wiadomo… Jako, że było ciemno przez dłuższy czas nie widziałam też rzeczonego, domniemanego wypadku. Pomyślałam nawet, że może wypadek polega na tym, że piętnastce się nie chce dalej jechać – to nie byłoby właściwie zaskakujące.
Po pewnym jednak (bardziej dłuższym niż krótszym) czasie oczom moim ukazał się ów wypadek… No więc wypadek polega na tym, że piętnastka stoi i mruga „u u miałam wypadek, miałam wypadek, haha, teraz nikt nie przejedzie!”, za nim stoi cinkuś z pomocy drogowej tudzież tramwajowej, a na poboczu, ledwo widoczny, stoi jakiś granatowy samochód i też mruga, ale nieśmiało i z zakłopotaniem. Oczywiście żadnych śladów walki, żadnej krwi, nic, nada! Jednakże przejechać się nie da, bo tylko jedne tory są… Oczywiście piętnastka nie może się cofnąć 300 metrów na przystanek Sobieskiego, żeby chociaż w jedną stronę dało się przejechać. Nie! To by było zbyt proste. Nie mówiąc już o pomyśle przejechania półtora kilometra do przodu, do mijanki co jeszcze bardziej ułatwiłoby komunikacje. Ależ skąd! Wszak to nie do pomyślenia. Piętnastka musi czekać na miejscu zbrodni aż do przybycia policji… Naszej Wspaniałej Polskiej Policji komentować nie będę, bo nie o tym jest ten blog. Myślę sobie jednak, że Ci, którzy zdecydowali się czekać poczekali sobie niekrótko:)

Zastanawia mnie jak naprawdę wyglądał ten wypadek. Może granatowe autko zarysowało troszkę nieskazitelną karoserię Naszego Ukochanego Tramwaju? Ja w każdym razie żadnych szkód nie widziałam… Oczywiście nie bagatelizuję tutaj tego wypadku, bo na pewno był on dla piętnastki traumatycznym przeżyciem i miała święte prawo zatamować w związku z tym cały piętnastkowy ruch. Tak po prostu się zastanawiam, o co oskarżać ten podły, granatowy samochód…

written by Marysia

poniedziałek, 20 lutego 2006

Flash Mob czyli piętnastka - tramwaj z nieograniczoną liczbą miejsc

Magda jechała dziś podwójną piętnastką! Ja też! Ale w pierwszym wagonie, bo przyjechała o 3 minuty za wcześnie i nie zdążyłabym dobiec do drugiego. Jak się później okazało, Magda też jechała w pierwszym, bo zdziwiła się podwójnym tramwajem i wyczuwała w tym jakiś spisek, więc wolała być bliżej Pana Motorniczego, który to zawsze jest skarbnicą wiedzy o aktualnej trasie piętnastki. Nic się jednak szczególnego nie stało… a może właśnie było to dziwne, że obie nasze podwójne poranne (około 11 i 13) tramwaje dowiozły nas na uczelnie bez żadnych sensacji? To nieoczekiwane, acz bardzo miłe ze strony piętnastki zachowanie byłoby wydarzeniem dnia dzisiejszego, gdyby nie nasz spektakularny i o wiele bardziej zaskakujący i zabawny niż poranna podróż, powrót do domu…

Było około 15. Wcześniejsza 15 nie przyjechała, więc Magda postanowiła zapalić papierosa. To zawsze pomaga (no prawie zawsze…) – wszak środki komunikacji miejskiej są na tyle złośliwe, żeby przyjeżdżać w momencie jak właśnie zacząłeś palić, żeby przypadkiem nie dać Ci dokończyć. Tym razem Magda zdążyła wypalić całego papierosa… W międzyczasie przyjechało kilka straszliwie zatłoczonych tramwajów numerów wszelakich. Nawet siódemka!!! Przecież siódemka zawsze jeździ podwójna i bardziej pusta niż zatłoczona!. Nasza 15 (późniejsza) przyjechała o czasie, pojedyncza i równie zapchana jak jej poprzedniczki…
Wsiadłam w ostatnie drzwi. Magda stwierdziła, że spróbuje środkowymi się wcisnąć, bo tu już się nie zmieści… Myliła się – na następnym przystanku jakaś pani tego dokonała. Stałam na schodku, bez trzymanki... Dodam, że miałam buty na obcasach, na których nawet w dogodniejszych warunkach mam problemy z utrzymaniem równowagi…Do tego wszystkiego jakiś pan nade mną na mnie kaszlał. Ale jakoś dałam rade.
Przystanek Pętla. Tak, tak! Tu wszyscy wysiądą i będzie luz. Od pewnego czasu [od kiedy nie da się przejechać Warszawską i tramwaje dowożą ludzi z centrum na autobus (żółty)], mnóstwo osób wysiada na pętli i w mgnieniu oka zapchany tramwaj staje się przestronny. Jednak dzisiaj tak nie było. Wysiadło tylko kilka osób, ale to nic nie zmieniło, bo kilka innych wsiadło:) Ja skorzystałam z okazji i uciekłam od kaszlącego pana do Magdy. Tam byłam na krawędzi, ale czułam się dowartościowana, bo wszyscy na mnie lecieli:)
Tramwaj jechał dalej, a na kolejnych przystankach coraz mniej ludzi wsiadało (większość, zobaczywszy wnętrze tramwaju, rezygnowała). Przy kościele nawet kilka osób wysiadło i udało nam się przecisnąć w głąb piętnastki. Myślałyśmy, że na Dworze Pan Motorniczy powie, że zawraca, jednak pojechał dalej. W sumie nie byłoby to takie głupie, gdyby trzeba było wysiąść - mały spacerek dobrze by wszystkim zrobił i przynajmniej na zewnątrz byłoby czym oddychać… bo w środku niestety było duszno i ciasno…

Większość pasażerów wysiadała w centrum, więc nie obyło się bez małego zatoru przy drzwiach. W żółwim tempie co prawda, ale udało mi się wysiąść i podążyć do domku, gdzie czekała na mnie przepyszna zupka grzybowa:)

Myślę, że to może był jakiś flash mob. „20 lutego o 14.45 wsiadamy do tramwaju i jeździmy godzinę”. To by wyjaśniało dzisiejsze warunki jazdy. Chociaż… rzadko jeżdżę tramwajem o piętnastej – może tak jest zawsze?

Na koniec brawo brawo dla dyspozytorni, która w południe, jak tramwajem podróżuje 15 osób, wysyła podwójną 15, a o 15 – kiedy wszyscy wracają z pracy – decyduje się jednak na pojedynczą. Pozdrawiamy!

piątek, 17 lutego 2006

A wy larmo robicie...!!

Tyle rzeczy przychodziło mi dzisiaj, podczas tego spaceru, do głowy. Tyle rzeczy, ktore chciałam tu napisać... A teraz tak się cieszę, że już dotarłam nareszcie do domu, że sama nie wiem, od czego zacząć. Obiecuje, że będzie krótko.
Może sobie podaruje dzisiaj wstęp... Dzisiaj nie jest dobry tydzień.
Gdy przyszlam na przystanek, żeby sobie wrócić do domu, zobaczyłam, że jedzie czternastka (14). Pomyślałam, że co mi szkodzi sobie podjechać na Dwór (przystanek menelki), może tdo tego czasu przestanie padać, to nie zmoknę. Wielce się ucieszyłam, kiedy wysiadając z niej na menelkach, zobaczyłam stojącą piętnastkę, więc ruszyłam z kopyta, coby jeszcze na nią zdążyć, mimo iż stała dość blisko. (Wszystkie środki komunikacji mają taką właściwość, że zamykają drzwi przed nosem.)
Jednakowoż zawołano do mnie, ze ona nigdzie nie pojedzie... Czy sie zdziwiłam...? Właściwie to nie... Pani motornicza piętnastki powiedziała, że na Sobieskiego zerwana jest trakcja i ona jedzie na pętlę do Szopienic i proszę wysiadać. Na to ludzie zaczęli się burzyć, że jak to?? co to?? czemuż?? i tak dalej. Z wrzasków dowiedziałam się, że wczoraj było to samo i jak tak można, znowu taryfą?? Człowiek się do roboty spóźnia!! Inna pani, wsiadając skasowała bilet i żądała zwrotu pieniędzy, bo nie przejechała ani przystanku. Po chwili pojawił sie pan motorniczy czternastki i powiedział, że on to czeka, aż ta 15 się ruszy, więc rozejdźcie się ludzie. A poza tym, my jesteśmy tylko pracownikami i co nam larmo robicie? Dzwoncie do dyspozytorni, tam jest numer i im róbcie larmo, żeby wam przysłali autobus zastępczy, bo my nic nie możemy, bo robotę stracimy.
Pani motornicza jeszcze powiedziała na odjezdnym, że ona toby nas podwiozła na Sobieskiego, ale nie może, bo prąd wyłączyli. Pasażerowie tymczasem obrzucili "ku*wami" pana motorniczego z czternastki na co on powiedział, ze on tu tylko pracuje. Piętnastka odjechała pod most, a czternastka po chwili poszła w jej ślady.
Kilka starszych pań obległo zbliżającą się taksówkę, a ja skierowałam swe kroki do domu... Nawiasem mówiąc nie przestało padać... W każdym razie idąc wzdłuż torów nie zauważyłam ani zerwanej trakcji, ani tym bardzej jakiejkolwiek piętnastki...
Do domu wróciłam ponad godzine spóźniona.
Długość marszu z Dworu na Dworzec PKP około 35 minut, w deszczu i po roztapiającym się śniegu.

Przydałoby się, żeby dyspozytornia miała zawsze do dyspozycji zastępczy autobus dla piętnastki, i żeby jeszcze ten autobus był na chodzie i faktycznie przyjeżdżał, jak jest potrzebny... Ech... Takie rzeczy to tylko w erze... Marzenia...

Tym cudownym sposobem jestem nieco zdechła, zmokłam jak kura, ale zaliczyłam ponad półgodzinny spacer, hurra! Niech nam żyje piętnastka:)
Choć właściwie nie jechałam nią do domu:D

Written by Mokra Magda

wtorek, 14 lutego 2006

dygresja na boku... a nawet kilka dygresji

Chciałam to już napisać w moim opowiadaniu o wyprzedzających piętnastkach, ale doszłam do wniosku, że to może zbytnie odstępstwo od tematu i że to chyba innym razem myśl ta wpadła mi do głowy.
A mianowicie: Powinni ustawić na trasie piętnastki banki Millennium/Dominet/whatever – te, które się reklamują „Masz chwilę? Wstąp do nas po szybki kredyt czy coś”. Szczególnie dogodnym miejscem byłaby uliczka w Szopienicach pomiędzy kościołem a pocztą. Jest ona wąska i bardzo często jacyś niezbyt pomyślunkowi (fajne słowo) ludzie tak parkują tam samochody, że tramwaj nie ma szans przejechać. Zatem sytuacje jak z reklamy zdarzają się tam często gęsto. Ileż to już czasu spędziłam tam czekając, aż Pan Motorniczy znajdzie właściciela pojazdu tudzież wezwie pomoc drogową?
Myślę zatem, że postawienie tam wspomnianego banku byłoby dla niego bardzo korzystne (chciałam napisać profitowe, ale chyba nie ma takiego słowa… nie wiem).

Druga dygresja: Mamy nowe kolory zwiastujące rychłe, miejmy nadzieję, nadejście wiosny. Wiosno, przybywaj, przybywaj!!!

Invented by Marysia;)

PS. Dużo dziś notek… To chyba w związku z tym, że powinnyśmy się uczyć

No tak, tak, tyle tego było, że człowiek nie pamięta, co już mówił...

Przepraszam, że rzucam aluzjami bez pokrycia... Postaram sie to jak najszybciej naprawić. Jednocześnie, korzystając z okazji, chciałam przeprosić, że się tak rozpisałam poprzednim razem. Mam nadzieje, że teraz uda mi się streścić bardziej.

Do rzeczy więc. Opowieść o tym, jak dowiedziałam się, komu zawdzięczamy podwójne piętnastki.
Było to w poniedziałek, bodajże w nastepnym tygodniu, po marysinej przygodzie z wyprzedzaniem, kiedy to ja, nie zdążywszy na ten tramwaj co ona, stałam w sumie godzine z hakiem na różnych przystankach... Ale nie ważne, ta historia juz została opowiedziana. Ważne jest to, ze tamten tydzień był straszny jesli chodzi o piętnastki. Być może ze względu na siarczyste mrozy lub zwały śniegu. Ciężko powiedzieć, bo równie dobrze może to być widzi mi się piętnastek i tyle.
Wracając do tematu, był to poniedziałek. Na 8 miałam egzamin i postanowiłam, że się na niego nie spóźnię. Wyszłam więc na tramwaj o siódmej pięć, choć jedzie się tylko trzydzieści dwie minuty, ale wiecie, ruzmiecie, trzeba mieć zapas...
Skracająć, przejdę do meritum. Postałam sobie piętnaście minut na przystanku, mróz -25 stopni około, po czym stwierdziłam, że może się rozejrzę lepiej za autobusem. Stanęłam sobie więc w miejscu, z którego widać zarówno jadące autobusy jak i tramwaje, i stoję. Minął już czas nastęnej piętnastki, więc poinformowałam zrezygnowanych współstojących, że poprzednia też nie jechała. Na co jedna pani sobie poszła, druga też, a trzecia tylko westchnęła i stoi dalej, jakby z nadzieją... Nie wiem.
Dowiedziałam się w czasie krótkiej rozmowy od tej pani właśnie, że w zeszłym tygodniu, spóźniała się do pracy codziennie i ma już dość. Poradziła mi, żebym, jadąc na następny egzamin nie liczyła na piętnastkę, zwłaszcza rano. A także że to właśnie ona zadzwoniła do KZK GOP i jedyne co wskórała to to, że piętnastki jeżdżą podwójne. Pozdrawiam tą panią, choć nie pamiętam nawet żadnych jej znaków szczególnych. Mam nadzieje, że kiedyś los odwdzięczy się jej za ten szlachetny czyn.

Tym niemniej od niedawna piętnastki znowu jeżdżą pojedyncze, smutek jakiś w związku z tym, ale może pewnego dnia i ja zadzwonie do KZK GOP... To nie będzię ich szczęśliwy dzień...

Aha, na egzamin dojechałam autobusem oraz dzisięciominutowym spacerem przez osiedle. Przypomniam, mróź -25 stopni. Stopy odtajały mi jak wyszłam z auli.

Na koniec chciałam dodać, ze w tym samym tygodniu tygodniu jeszcze chyba raz lub dwa piętnastka nie przyjechała wcale.
Aha, raz było tak, ze u mnie jej nie było, ale była u Marysi... Ja jechałam autobusem znowu. Nieznane są drogi piętnastek...

To wszystko, dziekuję za uwagę... Czy się rozpisałam? Przepraszam.


Magda

gwoli wyjaśnienia

W poprzedniej notce Szanowna Magda raczyła rzucać żaluzjami, których Wy, drodzy czytelniacy, nie jesteście w stanie zrozumieć, gdyż nie znacie jeszcze wszystkich piętnastkowych historii. Śpieszymy zatem z wyjaśnieniami.

Yhm, yhm.
Zacznijmy od tego, iż moja pamięć niestety nie jest najlepsza i nie pamiętam już dobrze wydarzeń tego dnia… właściwie nie pamiętam nawet którego:);. Postaram się jednak odtworzyć w miarę wiernie i dokładnie ową przygodę, gdyż należy ona do moich najniezwyklejszych, najbardziej wzruszających i zadziwiających.
No, ale przejdźmy do rzeczy.

Zdarzyło się to tej zimy. Jakaś bliżej nieokreślona środa.
Miałam tylko jedne zajęcia na 8, więc cieszyłam się z rychłego powrotu do domku, szczególnie, że cośtam się miałam uczyć czy coś.
Zdziwiłam się, kiedy piętnastka podjechała zaraz po moim przybyciu na przystanek (nawet z 2 minuty wcześniej niż planowo), ale było to zdziwienie jak najbardziej pozytywne. Wszak teraz czekało mnie tylko 25 minut w tramwajce (bo tyle właśnie planowo jedzie nasza kochana piętnastka z uczelni do mego przystanku) i home sweet home:)
Jak bardzo się myliłam, okazało się w okolicach kościoła. Tramwaj stanął tam w korku i właściwie nie było wiadomo, co się stało, bo 14 przed nami wszystko zasłaniała. Chyba jakiś samochód stał na torach, ale nie pamiętam dokładnie. W pewnym momencie wychyliłam się nawet z tramwaju i zobaczyłam dużo tramwajów za nami, w tym podwójna piętnastkę na zakręcie. Rozważałam właśnie czy się do niej nie przesiąść (moja była pojedyncza, co było jeszcze wówczas dziwnym zjawiskiem), gdy 15 po około dziesięciominutowym postoju postanowiła jechać dalej. Stwierdziłam, że w sumie dobrze, bo pewnie tamta 15 będzie czekać, żeby choć trochę tramwaje jeździły według rozkładu. Och, w życiu się nie spodziewałam, co się stanie...
No, ale wróćmy do momentu zrywu mego środka transportu spod kościoła. A wiec piętnastka ruszyła i w konwulsjach, dławiąc się i szarpiąc na wszystkie strony przejechała imponującą odległość, mijając Dwór i Warszawkę i zatrzymała się na mijance koło Stawików i ani myślała jechać dalej. Może ktoś zapomniał paszportu… Nie wiadomo…
Rozmawiałam dużo wówczas przez telefon z Magdą, która stała i marzła na przystanku pod uczelnią, wypatrując bez skutku ukochanej i jakże gorąco oczekiwanej piętnastki. Opowiadałam jej, jaki to widzę bezkres po obu mych stronach i jak to sprytnie piętnastka szarpie wszystkich, udając, że rusza…
W pewnym momencie zobaczyłam tą podwójną piętnaste z zakrętu, prawie pustą, wyprzedzającą nas!!!! Byłam we szoku… Popłakałam się ze śmiechu. Naprawdę!
Zawsze sobie żartowałam z wyprzedzających tramwajów, a tu taki komplement… Wielki szacun.
Tak jak teraz sobie o tym myślę, to jakbym wysiadła wtedy z tramwaju i poszła na piechotę, to byłabym w domu o wiele szybciej…
Po pewnym (dłuższym) czasie piętnastka po raz kolejny szarpnęła, ale tym razem nie udawała i ruszyła naprawdę. Jednak po przejechaniu półtora przystanka pan motorniczy powiedział, że proszę wysiadać i wsiąść do następnej piętnastki, bo on zawraca do Katowic. Czy się zdziwiłam?
Właściwie to już widziałam oczyma wyobraźni, jak piętnastka po prostu zawraca, mija jakoś tą piętnastkę, która za nią stała i jedzie sobie spokojnie z powrotem… Tak się jednak nie stało. Większość osób wysiadła (część stwierdziła, że i tak już nigdzie nie dojedzie na czas i też wraca) i piętnastka pojechała dalej, jakąś okrężną, bliżej nikomu nieznaną drogą do Katowic…
Ja natomiast już bez większych przygód (z krótkim tylko postojem 10 metrów przed moim przystankiem… chyba w celu podziwiania wystawy sklepu RTV oraz sprawności naszej wspaniałej policji, wypisującej jakiemuś niezwykle groźnemu przestępcy mandat za złe parkowanie lub inne równie poważne wykroczenie) dotarłam do domku…

Czas dwudziestopięciominutowej podróży tramwajem: 1 godzina 12 minut.

Dziękuję za uwagę i przepraszam za przydługawą notkę. Mam nadzieję, że jakoś dotrwaliście do końca, który właściwie końcem nie jest, ponieważ pozostaje mi jeszcze oddać głos Magdzie w celu wyjaśnienia, kim jest ta tajemnicza pani, której to zawdzięczamy podwójne piętnastki (które to już postanowili jednak wycofać z użytku)
A więc Magdo, słuchamy.

poniedziałek, 13 lutego 2006

Co się zdarzyło 8 lutego... Czyli korkowy tramwaj.

Na wstępie chciałam przeprosić za tak wielkie opóźnienie. Czasami Piętnastka wprawia mnie w takie osłupienie, że długo nie mogę się otrząsnąć...
A wracając do tego, co się wydarzyło 8 lutego...
Wybierałam się na uczelnię, pełna wiary w ukochany środek lokomocji postanowiłam pojechać piętnastką. Oczywiście nie jestem aż tak pełna wiary, żeby nie zrobić sobie dwudziestominutowego zapasu, bo przecież nigdy nie wiadomo. Następnym razem wezmę więcej:)
Piętnastka nie byłaby sobą, gdyby się nie spóźniła, ale jestem do tego przyzwyczajona. Co z tego, że padał śnieg i był przeraźliwy wiatr, co z tego, że prawdopodobnie doznałam kilku odmrożeń, stojąc na przystanku? (U mnie nie postawili koksownika;) W końcu przyjechała.
Z radością więc usadowiłam sie w pierwszym wagonie. Drugiego nie było. Odkąd ostatnio dowiedziałam się, komu zawdzięczamy przyjemność jeżdżenia podwójnymi piętnastkami, zaczęły znowu jeździć pojedyncze. Ale to tylko taka dygresja.
Siedzę sobie radośnie, pewna, że zdążę dojechać na wpisy na dwunastą, pewna, że jednak się uda. Czytam książkę, wszystko idzie dobrze... do czasu...
Piętnastka minęła kilka strategicznych punktów. Dworzec, gdzie mogła jeszcze zrezygnować i pojechac w lewo, na Ludwik, zamiast w prawo. Wiadukt, spod ktorego mogła pojechać na Milowice zamiast do Katowic. Mijankę, na której piętnastki lubią się wyprzedzać. Udało się, dojechała do połowy drogi. Na przystanku Kościół zatrzymała się, otworzyła drzwi i stoi...
I stoi..
Podniosłam głowę, rozejrzałam się nieco, ale nie zauważywszy nic ciekawego, wróciłam do lektury. Pomyślałam nawet, że stoimy tu, żeby się pomodlić o dalszą bezpieczną drogę. Nie skorzystałam z okazji, a może powinnam była... Już się nie dowiem...
Po jakichś dwóch minutach wsiadła zdyszana pani, drzwi się zamknęły i ruszyliśmy. Odetchnęłam z ulgą, bo mój dwudziestominutowy zapas zaczynał się drastycznie kurczyć. Przejechaliśmy ze 30 metrów. Konkretnie w kilku naglych zrywach, przedzielanych dluższymi postojami, udało nam się dojechać do zakrętu (kto zna, ten wie) i zatrzymaliśmy się na dobre. Dochodziła dwunasta za dziesięć.
Właśnie wtedy postanowiłam bliżej przyjżeć się mojej sytuacji. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy odkryłam, że przed mojż piętnastką stoi kilka innych środków transportu miejskiego. A konkretnie: Tramwaj 14, przed nim tramwaj 37, przed nim autobus bez numeru, a jeszcze przed nim kolejny tramwaj, chyba 14, ale nie było widać. Ciekawe, pomyślałam spoglądając do tyłu. I w tym momencie poczułam powiew absurdu.
Z mną stała kolejna piętnastka, za nią czternastka, trzydzieści siedem, dwadzieścia trzy i Bóg wie, co jeszcze, razem około sześciu tramwajów. Zadziwiające, pomyślałam. Pielgrzymka tramwajowa do przystanku Kościół?
Kiedy w końcu coś się ruszyło, a nie obyło się oczywiście bez bieganiny wszystkich motorniczych płci obojga, namawiania się, rozważań i wyzywania pasażerów, czoło mojego tramwajowego korka (a może korkowego tramwaju?) wyglądało osobliwie. Mianowicie rzekoma czternastka, która była na samym początku sprawiała wrażenie, jakby holowała jadący za nią autobus, ale wierzcie mi, to mogło być złudzenie optyczne.
Podczas tego przymusowego postoju, połowa pasażerów zrezygnowała. Być może chcieli pojechać w przeciwnym kierunku. Wwdług mnie byłoby to trudne, bo większość trawajów tej trasy, stało w korku właśnie tutaj. Ciekawe co się działo wtedy w Katowicach...
Ciekawostka dnia: Pani Motornicza, znudziwszy się, a może zgłodniawszy, staniem w korku, wysiadła i poszła do pobliskiego sklepu, kupić sobie kanapkę. Powróciwszy, zasiadła na swoim tronie i nie zważając na lekko poddenerwowanych już pasażerów, rozpoczęła konsumpcję.
Żeby już nie przedłużać, na zajezdni kazano mi przesiąść się "do następnej piętnastki, która jedzie za mną". Dla ułatwienia dodam, że była to dwudziestka. W efekcie przyjechałam na uczelnie okolo 12.20. Miałam być o za dwadzieścia, więc to sie jakoś uzupełnia.
Tylko cudowna organizacja pani doktor K. sprawiła, że zdążyłąm dostać wpis. Nawiasem pozdrawiam doktor K. bo udało mi się zdać jej przedmiot:)
Jedynym pozytywnym aspektem tej przygody było to, że gdy już chciałam wracać do domu, dwadzieścia minut póżniej, to przyjechały trzy piętnastki pod rząd i mogłam sobie wybrać. Oczywiście pierwsza była wypchana do granic możliwości, ale następne były prawie puste. Powróciłam do domu bez przygód już, problemem było to, że tramwaj, który sobie wybrałam był pusty, ale za to unosił się w nim zapach... Jaki? Nie chcecie wiedzieć... Powiedzmy piętnastkowy :)
Ale cóż, nie można mieć wszystkiego:)
Na koniec chciałam dodać, że przeczytałam w gazecie lokalnej, iż ostatni tydzień obfitował w takie wydarzenia. Tramwajowe korki zdarzyły się w moim mieście jeszcze kilkakrotnie. Być może tramwaje się namawiają i zamierzają się zbuntować... Strzeżmy się...


Written by Magda

czwartek, 2 lutego 2006

Czy się zdzwiłam...?

No więc zacznijmy od tego, że moje doświadczenia z piętnastkami do najprzyjemniejszych nie należą, zwłaszcza w czasie ostatnich mrozów. Ukochany mój tramwaj ma też zwyczaj nie przyjeżdżać, gdy pilnie potrzebuje dostać sie do naszgo miasta wojewódzkiego...
Tymbardziej zdziwiłam sie, kiedy przyjechał jak tylko znalazłam się na przystanku. Nawet nie zdążyłam wypalić papierosa w spokoju :(
Piętnaskta, jakby przeczuwała, że dzień dzisiejszy jest dla mnie wielce nerwowy (egzamin), ruszyła energicznie, jak tylko wsiadłam, bo najwyraźniej chciała, zebym nie musiała stać przez następne magiczne pół godziny. Dobrze że trafiłam tyłkiem w siedzenie, a nie w podłogę. Chcąc dać wyraz mojemu poddenerwowaniu pędziła na łeb na szyję rzucając pasażerami na wszystkie strony... przez co musiała stać na swiatłach dwa razy dłużej.
Ciekawostka dnia: piętnastka stała na światłach przez pięć minut, w czasie któych śiwatła owe zmieniły sie po dwa razy z pionowego na poziome i z powrotem.
Dostąpił mnie jednakowoż zaszczyt podróżowania do domu podwójną piętnastką, co jak sądzę było pomyłką dyspozytorni... Ale żeby nie było mi za szczęśliwie, ogrzewanie było włączone na full, więc wysiadłam z silnymi objawami choroby lokomocyjnej, niestrawności i zbliżającej się utraty świadomości...
O dziwo wszystkie piętnastki dzisiaj jeżdziły o czasie... Moge to wytłumaczyć tylko tym, ze były to poprzednie, ale bardzo spóźnione...

Marysia się spóźnia, pewnie jedzie piętnastką...:)


written by Magda, przepraszam...

Dzisiejszy dzień sponsoruje cyfra 1

Ktoś z zarządu piętnastki musiał usłyszeć moje nie tak dawne narzekania o tym, że zimno zimno i że powinniśmy się wszyscy przytulać i trzymać w kupie, żeby było nam cieplej. W każdym razie, w celu wyegzekwowania moich postulatów, piętnastka powróciła do systemu jednowagonowego (żadnej podwójnej dziś nie widziałam:/). Niestety nie mogę powiedzieć, że pojedyńcze piętnastki to jest to o czym marzyłam, psiocząc na nieprzyjazną pogodę....

Co do tytułowego sponsoringu:
Dwie pojedyńcze piętnastki i dwa jedynkowe wpisy do indeksu... To się jakoś uzupełnia... A to jeszcze nie koniec dnia i jeszcze nie jedna piętnastka przede mną!

written by Marysia