sobota, 22 sierpnia 2009

new experience

Prodżekt "Ciasna Piętnastka" - jak widać - chyli się ku upadkowi. Po pierwsze primo Magdę już jakiś czas temu wywiało do stolycy, a tam Piętnastki nie kursują (tak jakby tutaj było inaczej ;)), Po drugie, też primo, ja już naszym ukochanym środkiem komunikacji miejskiej prawie nie jeżdżę, bo nie mam takiej potrzeby. A po trzecie i może najważniejsze, a w każdym razie primo, po tylu latach, po tylu przeżytych przygodach ciężko jest doświadczyć czegoś nowego. Były już wyprzedzające się tramwaje, drzewo w bolidzie (tu pozdrowienia dla Szanownego Kolegi, który widział ostatnio bazie w samolocie), było szabanaście zjazdów do zajezdni i pierdyliard godzin spędzonych w tym zatłoczonym i śmierdzącym acz osobliwym i przez nas umiłowanym pojeździe.
Okazuje się jednak, że czasami zdarza się coś o czym warto wspomnieć na naszym blogasku.
Otóż zdarzyło mi się wczoraj odwiedzić wieczorkiem Katowice (cele tak zwane: kulturalno - rozrywkowe). A jako że dość się spieszyłam na spotkanie to zapomniałam z domu zabrać telefon, zapomniałam sprawdzić sobie powrotne autobusy i tramwaje, zapomniałam zabrać książki i/lub muzyki do poczytania/posłuchania w podróży; mózgu nie zapomniałam tylko dlatego, że go nie posiadam.
Niezależnie od tego wieczór upłynął mi bardzo przyjemnie. W szczegóły spotkania na szczycie wdawać się nie będę - przejdę może lepiej do opisu interesującego nas mojego powrotu do domu.
Jako że nie było bardzo późno, miałam nadzieję na złapanie jakiejś ostatniej Piętnastki. Na przystanek na Rynku dotarłam o 23:05 (brak telefonu = brak zegarka, ale jakaś dziewczynka udzieliła mi tej informacji). Oznaczało to jednak dłuższą chwilę czekania na Piętnastkę.
Na szczęście (a może właśnie wręcz przeciwnie) nadjechała czternastka. Wsiadłam do niej zatem - chyba tak z przyzwyczajenia. Podróż mi się trochę dłużyła, ale Pewien Pan (prawie jak Piotruś Pan) postanowił umilić mi czas zapraszając mnie na drinka do siebie do domu. Powiedziałam, że takie piękne kobiety jak ja (jego słowa) są grzecznymi dziewczynkami (grzeczna, grzeszna - zawsze mi się to myli) i wracają do domu. Rzeczony Pan nie zrezygnował z nagabywania nawet gdy dowiedział się, że tenże dom nie jest ani w Szopienicach, ani w Mysłowicach lecz za granicą. No cóż - mimo iż Dziadkowie Magdy poznali się w Piętnastce, ja postanowiłam nie ulegać temu komunikacyjnemu romansowi. Niepocieszony Pan wysiadł na swoim przystanku a ja pojechałam troszkę dalej by wylądować w środku nocy na Menelkach. Dopiero wtedy dotarło do mnie jak głupio się zachowałam. Okolica niezbyt przyjemna nawet w środku dnia, a co dopiero o północy. Brak zegarka znów dał o sobie znać. Ale przyjęłam założenie, że 14 dojechała na Dwór o czasie i że Piętnastka zrobi to samo (wiem, wiem - dość szalone myśli, ale co było robić!) i według rozkładu wyliczyłam, że na mój tramwaj przyszłoby mi czekać 15 minut - dość nieciekawa perspektywa. Ruszyłam więc z buta w kierunku domu. Pomysł był to jeszcze gorszy - totalna ciemność i okropny stan nawierzchni wzdłuż torów do Morawy o mało co nie skończył się połamaniem nóg. Kawałek trasy szłam nawet torami, nerwowo oglądając się co chwilę za siebie - niby Piętnastka miała jechać dopiero za kwadrans, ale z nimi nigdy nic nie wiadomo, a ja nie chciałabym skończyć swego żywota pod kołami wyjeżdżającego znienacka zza zakrętu tramwaju. Jakoś jednak przeszłam ten najgorszy kawałek i z duszą na ramieniu ruszyłam dalej, pokonując kolejne metry ciemności. Z jednej strony staw i krzory a z drugiej niezbyt uczęszczana ulica napawały mnie w środku nocy pewnym lękiem. Gdy przejeżdżał jakiś samochód nie wiedziałam w sumie czy się cieszyć, że jednak ktoś czasami tamtędy jeździ, czy obawiać się, że któryś kierowca, widząc idącą wzdłuż drogi skąpo ubraną dziewczynę, zatrzyma się i mnie zaatakuje.
Niby już kiedyś przemierzałam tą trasę w takich nietypowych godzinach, ale wydaje mi się, że było wtedy jaśniej (a na pewno mieliśmy komórki żeby w razie potrzeby oświecić sobie drogę), nie szłam sama i byłam zdecydowanie bardziej pijana więc niczego się nie obawiałam. Taka samotna podróż, choć wzbogaca moje doświadczenie, nie jest jednak godna polecenia.
Na szczęście wszystko dobrze się skończyło.
Z Piętnastką "spotkałam się" standardowo na Sobieskiego - nie było już więc sensu tam w nią wsiadać. Choć może warto było dla faktu bycia jedyną pasażerką w dwu-wagonowym składzie...

pozdrawiam prawie piętnastkowo
Marysia