czwartek, 13 grudnia 2007

Bo my się poprostu z Analizą Finansową niezbyt lubimy

Wiecie zapewne, iż jechanie na uczelnie i wracanie z niej tym samym składem jest oznaką bardzo, bardzo szybkiego załatwienia tam spraw lub nie załatwienia ich w ogóle, generalnie niezwykle krótkiego pobytu na AE.
Dziś ledwo przyjechałam na uczelnię, a już z niej wyszłam.
Ja generalnie częściej jeżdżę na uczelnię i nie idę na zajęcia niż jeżdżę i na zajęciach się pojawiam (nie wspominając już o tym, że najczęściej to w ogóle tam nie jeżdżę).
Dziś jednak nie wracałam tym samym składem, którym tam pojechałam, lecz nawet wcześniejszym!
Jakkolwiek irracjonalnie to brzmi, fajnie jest wracać z uczelni wcześniejszym tramwajem niż się tam pojechało ;)
Choć w zasadzie różnica niewielka – w obu Piętnastkach „pachniało” tak samo. Na szczęście Panowie Bezdomni byli jeszcze mało doświadczeni (czyt. mało „intensywni”).

Podoba mi się koncepcja pisania notek codziennie.

Marysia

środa, 12 grudnia 2007

Najwyraźniej, sądząc po wzmożonej aktywności bloga, zbliża się czas zaliczeń i egzaminów.

Dziś miałam zajęcia o 11.40. Z wielkim trudem udało mi się wstać i podążyć na przystanek na tramwaj o 11.09.
Zjawiłam się na przystanku 2 minuty przed czasem. Tramwaj natomiast przyjechał 2 minuty spóźniony.
No ale nieważne. Rozsiadłam się wygodnie w drugim wagonie... Nie na długo jednak. Po chwilach kilku przyszła pani motornicza i oznajmiła, iż przejazdu pod wiaduktem nie ma. Stąd dojazdu do Katowic ni Milowic brak.
Cóż było robić – przeniosłam się na przystanek autobusowy.
Czekając spokojnie na cokolwiek byłam świadkiem dość śmiesznej sytuacji. Otóż jeden Pan, któremu też nie dali podróżować Piętnastką cjoć bardzo tego pragnął, postanowił, tak jak i ja, przenieść się na przystanek autobusowy, tyle tylko, że w nielegalny sposób – przez ulicę. Gdy był już w pół drogi, zauważyłam nadjeżdżającą kolejną Piętnastkę z napisem „Zjazd do Zajezdni”. Pan też ją dostrzegł i pomyślał najwyraźniej, że usterka przy wiadukcie została cudownie naprawiona w przeciągu kilku minut. Cóż więc zrobił Pan? Hop siup przez barierkę z powrotem. Niestety ten Pan nie trenował chyba jednak nigdy lekkoatletyki, gdyż wywinął orełka, wprawiając mnie w rozbawienie. Nie przejął się jednak za bardzo porażką, wstał i pobiegł dalej za tramwajem... który nie raczył się nawet zatrzymać na przystanku.
Biedny Pan w sumie... no ale cóż... życie...

W końcu na uczelnię dostałam się autobusem 808, który nota bene miał był przyjechać o 11.07.
No ale któż by go winił o te kilkanaście minut spóźnienia? Ja na pewno nie.

W drodze powrotnej też nie obyło się bez przygód.
Przybyłam na przystanek i sprawdziłam, iż Piętnastka powinna przyjechać o 13.32 czyli w przeciągu kilku minut.
Stoimy, czekamy, przyjechała 14, potem 20... a potem długo, długo nic. Chyba przez ponad 10 minut zupełnie nic! Dość niepokojąca sytuacja zważając, że normalnie Dwudziestki kursują z częstotliwością 4 minut.
Kilka chwil później ukazała się domniemana przyczyna opóźnienia czyli jakieś 37 ciągnięte przez 20, tudzież na odwrót.
A kolejną chwilę później mogliśmy już spokojnie wsiąść do naszej ukochanej Piętnastki. Swoją drogą dawno nie widziałam jej tak zapchanej. Na szczęście sporo pasażerów wysiadło przy zajezdni i dało się już oddychać :)

Na koniec dodam, że śniła mi się ostatnio Piętnastka. Chciałam nawet napisać o tym całą notkę, ale niestety trochę mi się ten cały sen zapomniał.
Wiem, że kursowały autobusy zastępcze od Sobieskiego (a może do Sobieskiego?) i że kierowca takiego autobusu przekazał nam jakąś piętnastkową prawdę, taką z serii śmiesznych-nieśmiesznych. Niestety nie pamiętam jak ona brzmiała. Pamiętam za to, że biegłyśmy (ja, Magda i moja pani od plastyki z podstawówki – pozdrawiamy panią) na jakiś tramwaj co miał nie przyjechać, a przyjechał.
Generalnie sen był dość długi i rozbudowany, ale tak to już ze snami bywa, że bardzo szybko się zapominają i rozmywają...

Śpiąca Marysia

wtorek, 11 grudnia 2007

Powróciłam z wielkim hukiem! Opowieści ze Stolic.

Na początek parę słów wstępu. Głupio byłoby dawać wstęp na sam koniec, nie?
Generalnie jestem, żyję i nie zapomniałam o piętnastce. Jakkolwiek nie przebywam w jej naturalnym miejscu żerowania zbyt często, nieobce mi są objawy piętnastkowości w szerokim świecie.
Pamiętam, że miałam napisać coś po powrocie z Sosnowca, ale już nie pamiętam co. Smutek. Wniosek jest taki, że piętnastkowe opowieści trzeba szybko spisywać, albowiem umykają z umysłu - zasada wyparcia. Złe wspomnienia trzeba czym prędzej wypędzić z mózgu:)
Anyawy - do rzeczy.
Pierwsza ciekawa rzecz tramwajowa z okolic Warszawy - stolicy naszej obecnej. Jest takie niejedno rondo w tym mieście, na którym stoją bardzo ciekawe znaki tramwajowe. No bo nie wiem, czy wiecie, że tramwaje też mają swoje znaki, tak jak i światła. Zamiast czerwonego mają poziome:) Widzieliście kiedyś poziome światło :D No więc na tym znaku, który występuje tuż pod ograniczeniem prędkości do dziesięciu (myślę, że dziesięciu kilometrów na godzinę, choć nie wiem, czy taka na przykład gopowska piętnastka miewa takie osiągi), jest napisane UWAGA! SZYNY PO NAPAWANIU! I nikt nie wie, o co chodzi. No ja rozumiem, że szynami się można napawać, jednakowoż... Hm... Nie żeby zaraz były takie piękne:) Tym niemniej, jak człowiek się nie ma czym zachwycić, to zawsze może się napawać szynami.
Druga historia dotyczy Byłego miasta stołecznego - Krakowa. Jest ona zaczerpnięta z grupy free.pl.rec.rejs. Przeczytała mi ją dziś w pracy moja przyjaciółka. Zaiste popłakałam się niemalże ze śmiechu. Autorem wypowiedzi jest Bartłomiej F. Tajchman, znany także jako Wuj Bart. Cała rzecz dotyczy generalnie zarządu krakowskich dróg, jednak nie będę przytaczać wszystkiego, albowiem wtedy nikt nie przeczyta kilometrowej notki. Zatem tylko część nas najbardziej interesująca, czyli o tramwajach.
(...)kilka dni temu radni zabrali Tajsterowi drogi gminne, powiatowe i wojewódzkie, przenosząc je z ZDiK do KZK i zostawiając w gestii leśnika tylko trzy krajowe (można je objechać, jakby co, zresztą powinny być znaczone na rogatkach znakiem z literą T) oraz transport zbiorowy. No właśnie... Intelekt Tajstera wytworzył, że można zamknąć torowisko w centralnym tramwajowo punkcie Krakowa na dwa tygodnie i puścić tramwaje objazdem. Objazd poprowadzono tak, że po jednym torze w godzinach 7-18
mają przejechać 54 tramwaje na godzinę (z dwoma skrzyżowaniami ze światłami po drodze). Protesty MPK odrzucono jako prowokację wątłych i zawistnych umysłów. Obrazek z wczoraj był prześliczny. 36 (policzyłem) tramwajów w rządku jeden za drugim stało prezentując się w zimowym słońcy przepięknie.
Stały tramwaje, skrzyżowania zablokowane, stały samochody, stało wszystko. Dzisiaj to samo. I tak do świąt co najmniej.


Pozdrawiam Krakowiaków:) I życzę i powodzenia.

Niedługo święta i nowy rok, a potem urodziny piętnastki! Hurra. A na święta to nawet pewnie przyjadę w okolice jej żerowania, więc będzie śmiesznie.
A wspominałam już, że kiedyś w centrum Warszawy wsiadłam w piętnastkę tylko dlatego, że podjechała. Nie miałam nawet pojęcia, gdzie jedzie:)

Buziaki!! Magda

poniedziałek, 10 grudnia 2007

przepraszam, ale po łacinie umiem liczyć tylko do jednego lol

Po pierwsze primo nie chce mi się uczyć na jutro i stąd pomysł napisania notki.
Po drugie primo jechałam wczoraj Piętnastką dwa razy, więc to nie tak, że nie mam zupełnie o czym pisać.

Udałam się wczoraj do Katowic wieczorem w celach tzw kulturalno-rozrywkowych – Piętnastką oczywiście, bo czemu by nie.
Podróż do miasta wojewódzkiego strasznie mi się dłużyła. Nie wiem w zasadzie czemu. Może dlatego, że ciemno już było i widać przez szyby nie było za wiele, a zawartość mego mp3 playera wymaga już zdecydowanie zmiany?
Wioząca mnie Piętnastka była całkiem normalna... Nie licząc niedziałających drzwi, które skutecznie utrudniły życie pasażerom próbujących wsiąść do lub wysiąść z pojazdu.
Natomiast pod Kamsoftem bolid zaatakowany został przez stado babć. Pusty dotąd tramwaj, wypełnił się moherowymi beretami i kapeluszami. Aż ustąpiłam im miejsca... a i tak nie wszystkie babcie znalazły miejsce siedzące.
W drogę powrotną udałam się natomiast Piętnastką z miejscem stojącym zamiast siedzącego (Magda ją kiedyś opisywała – taki tram, który w miejscu gdzie powinno być siedzenie po prostu nie ma go) i bez jednej rurki/poręczy (tej przy środkowych drzwiach, teoretycznie ułatwiającej wsiadanie choć zmniejszającej przepustowość).

Wieczór uznaję za udany, szczególnie, że bateria w empetrójce postanowiła być miła i wyczerpała się dopiero jak byłam pod samym domem.
Na koniec przepraszam za niezbyt wysoki poziom intelektualny notki, ale cóż... po pierwsze primo też się takie zdarzają a po drugie primo naprawdę piszę to tylko po to, żeby się nie uczyć :)

Pozdrawiam serdecznie, Marysia

piątek, 7 grudnia 2007

moja ulubioną dyscypliną sportową jest rzut popsutym składem przez płotki

Po co komu dwa samochody jak i tak nie ma czym jeździć kiedy zachodzi taka potrzeba?
Wczoraj chciałam podjechać do Antidotum w celu zakupu biletów na dzisiejszy koncert, ale mój brat zabrał jeden samochód, a także dokumenty od drugiego. Ja takim gratem bez dokumentów jeździć nie będę. A może to Opatrzność? Wszak tą naszą Czerwoną Dupą to chyba można się tylko wybrać na przejażdżkę na tamten świat (dziś poszedł do naprawy, więc może będzie też jeździć w inne miejsca, nieważne).
W każdym razie musiałam skorzystać z usług komunikacji miejskiej. Oczywiście net mi nie działał, więc nie mogłam sprawdzić, o której mam jakiś tramwaj. Poszłam na przystanek i okazało się, że musiałabym czekać 10 minut. Poszłam więc na przystanek pod nieistniejący już Empik – tam to samo. Poszłam więc pod Extravagance i tam, siłą rzeczy, czekałam już trochę krócej.
Dotarłam do Anti, zakupiłam bilety i wracam. Patrzę a tu jakieś 27 nadjeżdża. Przeklęłam, bo o tej porze tramwaje nie jeżdżą zbyt często. Postanowiłam więc nie dać mu uciec i ruszyłam biegiem w stronę przystanku.
Ach, było to niczym sprint na 100 metrów przez płotki... z tym, że metrów było z 30 i nie przez płotki, a przez barierkę. No ale trenowało się kiedyś lekkoatletykę. Atakująca, zakroczna* i piękny finisz, radość, kwiaty pod nogami, szał kibiców na trybunach, fanfary i owacje na stojąco.
Grunt, że zdążyłam.

Dzisiaj natomiast troszkę mi się zaspało na zajęcia, ale postanowiłam być twarda i pojechać na uczelnię. Udało mi się zdążyć na tramwaj o 7.53 (czyli o jeden później niż normalnie).
I powiem Wam, że bardzo mile się zdziwiłam, bo dokładnie o tej godzinie byłam na przystanku. Na horyzoncie z żadnej stronie nie było nic widać, więc pomyślałam, że się spóźniłam. Już miałam biec na autobus, gdy w oddali ujrzałam nadjeżdżający bolid przegubowy. Cóżże to mogło być jak nie Piętnastka?
Dotarłam bezpiecznie na uczelnie, gdzie dowiedziałam się iż zajęć nie ma. Skserowałam więc tylko jakieś notatki i wróciłam do domu. Tym samym składem!

A na koniec ciekawostka techniczna.
Pamiętacie jak wspominałam, że w Szkocji to popsute autobusy grzecznie mówią „sori, i'm not in service”, a u nas to najwyżej wystawią Ci jakieś „Z” i sam się domyślaj co to znaczy i czy w ogóle to jest „Z” czy może jednak „N”?
Otóż do nas też już dotarła nowoczesna technologia.
W środę, gdy czekałam na tramwaj do domu, przejeżdżał jakiś popsuty tramwaj. Była to 16, która zwykle przejeżdża pod Akademią 4 razy dziennie. To był kurs dodatkowy – popsuty. I wyobraźcie sobie, że na przedzie pojazdu widniał napis „Skład uszkodzony” czy coś w tym stylu. W każdym razie brawo brawo, chwalimy postępowe KZK GOP.

Marysia

* Tak w zasadzie to była bardziej zakroczna, pół-piruet i zakroczna tyłem, ale czyż nie może mnie czasem ponieść fantazja literacka?

poniedziałek, 3 grudnia 2007

Dzisiaj nie o Piętnastce

Wracałam wczoraj od koleżanki Beaty (Beata, teraz jesteś sławna!) ostatnim tramwajem, który miał być w okolicach trzydziestu-kilku minut po północy. Nie lubię jeździć ostatnimi tramwajami, bo jak taki nie przyjedzie to nie ma już co czekać na następny... No chyba, że na Piętnastkę o 4 rano.
W każdym razie na przystanek dodarłam o 00.25. Spojrzałam na rozkład, ale z moim sokolim wzrokiem, w ciemnościach i z takiej odległości, bardziej mi to wyglądało na dwadzieścia-parę po, ale na szczęście ktoś czekający na przystanku po przeciwnej stronie poinformował mnie, że nic w ostatnim czasie w moją stronę nie jechało. Także uspokoiłam się, a tramwaj rzeczywiście w niedługim czasie przyjechał.
Niestety miał on na swoim wyposażeniu dwóch meneli. Panowie Ci chcieli wysiąść pod Extravagance czy jak to się teraz nazywa, ale niestety zorientowali się chwilkę za późno. Jeden z nich poszedł wyzywać na motorniczego, ale niewiele to pomogło.
Ja natomiast myślałam, że zwrócę obiad, kiedy zbliżyli się, by na następnym przystanku wysiąść tymi samymi co ja drzwiami.
O jakże się cieszę, że w tymże czasie sprzątano akurat dworzec. Wspaniały zapach domestosa przeczyścił mi nozdrza i mogłam spokojnie, bez żadnych żołądkowych sensacji wrócić do domu.

written by Marysia