wtorek, 20 lutego 2007

Niezbadane są tory...

W Warszawie jest taka tawerna, która nazywa się Dziesięć w Skali Beauforta. W skrócie 10B. Miałam niewątpliwą przyjemność bawić tam ostatnio. Okazało się, że wyprawy do Stolicy mogą być bardzo pouczające.
10B mieści się przy ulicy Grzybowskiej. I na tej ulicy właśnie można znaleźć... Uwaga... Jeden niespecjalnie długi tor tramwajowy zatopiony w nawierzchni. Jeden, nieparzysty. Leży sobie w ulicy i się błyszczy, można się o niego potknąć, albo coś takiego.
Wysiadłam z samochodu, patrzę pod nogi, a tam tor...
Dostałam niesamowitej głupawki i stwierdziłam, że muszę koniecznie o tym napisać. Co też niniejszym czynię. Zjawisko niewątpliwie warte zbadania. (Chodzi o tor, nie o to, że piszę.) Skąd tam ten tor? Po co? I czemu leży tam, skoro wszystkie tramwaje w tamtej okolicy jeżdżą po linii prostopadłej?
Szkoda, że nie miałam aparatu... To znaczy w sumie miałam, ale nie wpadłam na to, żeby zrobić zdjęcie. Może poproszę kogoś, żeby to dla mnie zrobił.

Jednocześnie zachęcam do dzielenia się ciekawymi spostrzeżeniami na temat funkcjonowania komunikacji miejskiej i nie tylko.

Damianowi uprzejmie donoszę, że to kiedy zaczyna się jego semestr ma niewiele wspólnego z tym, kiedy zaczyna się semestr na AE i dlatego ja miałam First Day od School w czwartek.
Reklama wciąż trwa, mnie też udało się ją zobaczyć tylko ze dwa razy, ale jest, bo liczba kliknięć i bezsensownych komentarzy rośnie. Trudno, co robić.

Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy zaczynają nowe semestry, jak i tych, którzy mają jeszcze ferie:)

Brought to you by Magda

czwartek, 15 lutego 2007

First day at school!!

Czyli nie ma to jak powitanie piętnastkowe.
Ze względu na ferie, nie miałam przyjemności jeździć piętnastką, kursowałam bowiem między Sielcem a Zagórzem, a nie między Sosonowcem a Katowicami. No może raz mi się zdarzyło jechać ze Środuli jeden przystanek, ale to się wszak nie liczy.
Dzisiaj pierwszy dzień nowego semestru jest więc pomyślałam, że pojadę sobie do szkoły, bo w sumie głupio byłoby nie pojechać, choć rano miałam poważne wątpliwości, czy wstać... Ale udało się, wstałam :)
Pierwsze, czym powitała mnie piętnastka było to, że kilkadziesiąt metrów przed moim przystankiem, gdzie piętnastki się mijały, zatrzymały się obie, a jeden z motorniczych wysunął się z okienka i rzucał czymś w drugiego... śmieszne:)
Potem w drodze do szkoły mijałam chyba z pięć piętnastek jadących w przeciwnym kierunku, a to dużo jak na tę trasę. Też śmieszne.
Ale najlepsze było to, że kiedy przyszłam na przystanek, celem powrotu do domu oczywiście, to piętnastka przyjechała natychmiast. Po czym przejechała pięćdziesiąt metrów i zatrzymała się pod dziwnym kątem względem podłoża i otworzyła z westchnieniem drzwi.
Stwierdziłam, że wystarczy piętnastkowości jak na jeden dzień, wróciłam na przystanek i pojechałam 37 do centrum, gdzie złapałam sobie 815. Choć ona chyba zaraz pojechała dalej... Ale wolałam nie ryzykować.

Bardzo fajne jest to, że są ferie i nie ma dzieci, autobusy i tramwaje są nagle przestronne i *puste*, co jest niezwykłe w sumie.
Poza tym wkurzyli mnie nowi wykładowcy dzisiaj bardzo, ale mniejsza o to.

Jeszcze chciałam napisać, że reklama jest dalej, wisi na mylogu i ludzie przychodzą... Ale nie czytają. Osobie, która życzyła nam wszystkiego najlepszego z okazji szesnastych urodzin nie mam nic do powiedzenia. Analfabetyzm funkcjonalny się szerzy.

Pozdro, pozdro, pietnastkowość, walentynkowość i w ogóle. Aha i pączków Wam dzisiaj życzę, bo to wszak tłusty czwartek :)

Magda