poniedziałek, 27 lutego 2006

Czy sie zdziwiłam? - czyli miłe zaskoczenie... a może nie?

Chyba pierwszy raz od bardzo dawna zostałam mile zaskoczone przez piętnastkę. Chyba mi wyjdzie dzisiaj notka pochwalna... hihi... Pierwsza i ostatnia, jak sądzę. Ale do rzeczy.
Dzisiaj rano, gdy jechałam do szkoły, piętnastka przyjechała o czasie. Ani za wcześnie (jakbym miała papierosa, tobym pewnie zdążyła wypalić, ale nie miałam:P), ani za późno (czyli nie zdążyłam zmarznąć, bo pomimo słonka jest jednak trochę chłodno). Przyjechała, a to najważniejsze, jeśli wziąć pod uwagę, że w nocy spadło ze 3 cm śniegu. (A jak wiemy, śnieg największym wrogiem tramwaju.)
Piętnastka była podwójna! Choć o tej porze (11.03) to normalne, to jednak miła sprawa.
Piętnastka nie zepsuła się po drodze na uczelnię i nie zatrzymała się ani razu bez powodu. Pod AE była o czasie.
Czyli teoretycznie pierwszy raz wszystko poszło tak jak powinno i właściwie nie ma się co dziwić. Ale tym większym dla mnie zaskoczeniem było, że kiedy wracałam do domu, nie wszystko szło zgodnie z planem, ale jak najbardziej mnie na rękę, a to sie nie zdarza prawie nigdy. Zwykle jest wręcz przeciwnie.
Wychodząc z uczelni zauważyłam, że piętnastka właśnie odjeżdża i pomyślałam o niej dość szpetnie, starając się jednak przyjąć to ze stoickim spokojem, bo przecież to piętnastka. Ale o dziwo, kiedy doszłam na przystanek, przyjechała następna (minęło jakieś 5 minut i to na pewno nie było zgodnie z rozkładem, chyba że mówimy o razkładzie jakiegoś innego tramwaju:). I to, w odróżnieniu od tej, która mi uciekła, podwójna!
Jeszcze na tym samym przystanku, piętnastka, do której wsiadłam, zawachała się lekko, czy może jednak nie zrezygnować z daleszej drogi. Owierała i zamykała drzwi, podjeżdżała to do porzdu, to do tyłu, piszczała, dzwoniła, jęczałą i tak dalej. Chyba jej się nie podobało, że dyspozytor tak krzyczy przez to swoje radio. Jednak w momencie, w którym miałam już stracić nadzieję na dotarcie do Skarbowego przed jego zamknięciem, piętnastka ruszyła. Zdecydowła, że jednak nie pozbawi mnie przyjemności obcowania z buirwami w Urzędzie. Stwierdziła, że nie godzi się, abym marzła i złościła się na przystanku przez następne (minimum) 20 minut. Ruszyła radośnie i szybko, wprawiając mnie tym w stan lekkiego zaniepokojenia.
Na szczęście nie jechałam dzisiaj do końca, a wysiadłam w centrum, i nie wiem, co działo się dalej. Ostatnim objawem sprzyjania mi tejże piętnastki, którego byłam świadkiem, było przejechanie przez główne skrzyżowanie w Sosonowcu, bez poświęcenia jakiejkolwiek uwagi czemuś tak bagatelnemu jak sygnalizacja świetlna. Tak bardzo chciała, żebym zdążyła przed zamknięciem.
Powracając po zadziwiająco krótkim czasie i w zadziwiająco dobrym humorze z Urzędu Skarbowego, zdradziłam jednak piętnastkę i pojechałam autobusem, który akurat się zjawił. Doszłam bowiem do wniosku, że zbyt wiele dobrego spotkało mnie dzisiaj ze strony ukochanego tramwaju i nie będę juz nadużywać dziś jego dobrej woli.
Liczę, że starczy jej jeszcze troche dla Marysi...

Wierzę, że dzisiaj jest dobry tydzień...

Ciekawostka:
W zeszłym tygodniu, aby przebłagać piętnastkę, skasowałyśmy z Marysią bilet miesięczny. Czy to są efekty? Chyba muszę częściej kasować miesięczne...


Made by Magda

Brak komentarzy: