poniedziałek, 13 lutego 2006

Co się zdarzyło 8 lutego... Czyli korkowy tramwaj.

Na wstępie chciałam przeprosić za tak wielkie opóźnienie. Czasami Piętnastka wprawia mnie w takie osłupienie, że długo nie mogę się otrząsnąć...
A wracając do tego, co się wydarzyło 8 lutego...
Wybierałam się na uczelnię, pełna wiary w ukochany środek lokomocji postanowiłam pojechać piętnastką. Oczywiście nie jestem aż tak pełna wiary, żeby nie zrobić sobie dwudziestominutowego zapasu, bo przecież nigdy nie wiadomo. Następnym razem wezmę więcej:)
Piętnastka nie byłaby sobą, gdyby się nie spóźniła, ale jestem do tego przyzwyczajona. Co z tego, że padał śnieg i był przeraźliwy wiatr, co z tego, że prawdopodobnie doznałam kilku odmrożeń, stojąc na przystanku? (U mnie nie postawili koksownika;) W końcu przyjechała.
Z radością więc usadowiłam sie w pierwszym wagonie. Drugiego nie było. Odkąd ostatnio dowiedziałam się, komu zawdzięczamy przyjemność jeżdżenia podwójnymi piętnastkami, zaczęły znowu jeździć pojedyncze. Ale to tylko taka dygresja.
Siedzę sobie radośnie, pewna, że zdążę dojechać na wpisy na dwunastą, pewna, że jednak się uda. Czytam książkę, wszystko idzie dobrze... do czasu...
Piętnastka minęła kilka strategicznych punktów. Dworzec, gdzie mogła jeszcze zrezygnować i pojechac w lewo, na Ludwik, zamiast w prawo. Wiadukt, spod ktorego mogła pojechać na Milowice zamiast do Katowic. Mijankę, na której piętnastki lubią się wyprzedzać. Udało się, dojechała do połowy drogi. Na przystanku Kościół zatrzymała się, otworzyła drzwi i stoi...
I stoi..
Podniosłam głowę, rozejrzałam się nieco, ale nie zauważywszy nic ciekawego, wróciłam do lektury. Pomyślałam nawet, że stoimy tu, żeby się pomodlić o dalszą bezpieczną drogę. Nie skorzystałam z okazji, a może powinnam była... Już się nie dowiem...
Po jakichś dwóch minutach wsiadła zdyszana pani, drzwi się zamknęły i ruszyliśmy. Odetchnęłam z ulgą, bo mój dwudziestominutowy zapas zaczynał się drastycznie kurczyć. Przejechaliśmy ze 30 metrów. Konkretnie w kilku naglych zrywach, przedzielanych dluższymi postojami, udało nam się dojechać do zakrętu (kto zna, ten wie) i zatrzymaliśmy się na dobre. Dochodziła dwunasta za dziesięć.
Właśnie wtedy postanowiłam bliżej przyjżeć się mojej sytuacji. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy odkryłam, że przed mojż piętnastką stoi kilka innych środków transportu miejskiego. A konkretnie: Tramwaj 14, przed nim tramwaj 37, przed nim autobus bez numeru, a jeszcze przed nim kolejny tramwaj, chyba 14, ale nie było widać. Ciekawe, pomyślałam spoglądając do tyłu. I w tym momencie poczułam powiew absurdu.
Z mną stała kolejna piętnastka, za nią czternastka, trzydzieści siedem, dwadzieścia trzy i Bóg wie, co jeszcze, razem około sześciu tramwajów. Zadziwiające, pomyślałam. Pielgrzymka tramwajowa do przystanku Kościół?
Kiedy w końcu coś się ruszyło, a nie obyło się oczywiście bez bieganiny wszystkich motorniczych płci obojga, namawiania się, rozważań i wyzywania pasażerów, czoło mojego tramwajowego korka (a może korkowego tramwaju?) wyglądało osobliwie. Mianowicie rzekoma czternastka, która była na samym początku sprawiała wrażenie, jakby holowała jadący za nią autobus, ale wierzcie mi, to mogło być złudzenie optyczne.
Podczas tego przymusowego postoju, połowa pasażerów zrezygnowała. Być może chcieli pojechać w przeciwnym kierunku. Wwdług mnie byłoby to trudne, bo większość trawajów tej trasy, stało w korku właśnie tutaj. Ciekawe co się działo wtedy w Katowicach...
Ciekawostka dnia: Pani Motornicza, znudziwszy się, a może zgłodniawszy, staniem w korku, wysiadła i poszła do pobliskiego sklepu, kupić sobie kanapkę. Powróciwszy, zasiadła na swoim tronie i nie zważając na lekko poddenerwowanych już pasażerów, rozpoczęła konsumpcję.
Żeby już nie przedłużać, na zajezdni kazano mi przesiąść się "do następnej piętnastki, która jedzie za mną". Dla ułatwienia dodam, że była to dwudziestka. W efekcie przyjechałam na uczelnie okolo 12.20. Miałam być o za dwadzieścia, więc to sie jakoś uzupełnia.
Tylko cudowna organizacja pani doktor K. sprawiła, że zdążyłąm dostać wpis. Nawiasem pozdrawiam doktor K. bo udało mi się zdać jej przedmiot:)
Jedynym pozytywnym aspektem tej przygody było to, że gdy już chciałam wracać do domu, dwadzieścia minut póżniej, to przyjechały trzy piętnastki pod rząd i mogłam sobie wybrać. Oczywiście pierwsza była wypchana do granic możliwości, ale następne były prawie puste. Powróciłam do domu bez przygód już, problemem było to, że tramwaj, który sobie wybrałam był pusty, ale za to unosił się w nim zapach... Jaki? Nie chcecie wiedzieć... Powiedzmy piętnastkowy :)
Ale cóż, nie można mieć wszystkiego:)
Na koniec chciałam dodać, że przeczytałam w gazecie lokalnej, iż ostatni tydzień obfitował w takie wydarzenia. Tramwajowe korki zdarzyły się w moim mieście jeszcze kilkakrotnie. Być może tramwaje się namawiają i zamierzają się zbuntować... Strzeżmy się...


Written by Magda

Brak komentarzy: