poniedziałek, 27 kwietnia 2009

blog umiera

Byłam dziś na uczelni aby po raz kolejny pocałować klamkę i nic nie załatwić. Chciałam wrócić Piętnastką. Nawet idąc na przystanek zauważyłam jakąś stojącą obok magicznej skrzyneczki. Pobiegłam więc szybciutko, zapukałam w szybkę coby mnie wpuścili do środeczka, ale w tym momencie zmieniło się światło więc Pani Motornicza spojrzała tylko na mnie z pogardą i odjechała. A ja przyjęłam to wszystko z pełnym stoicyzmem i udałam się spacerkiem na przystanek autobusowy.
Co to za czasy, że nie chce mi się nawet rzucać inwektywami w ulubiony środek transportu?
No nie jest dobrze. Blog umiera :(

realized by Marysia

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

do czterech razy sztuka

Będzie to przypowieść o szczęśliwych poniedziałkach, rozkraczających się Czerwonych Dupach, uciekających sprzed nosa Piętnastkach i ratujących z opresji autobusach.

Zdarzyło się tak 2 tygodnie temu, że miałam niezbyt przyjemną potrzebę udania się na uczelnię. I to dwa razy!
Za pierwszym razem miałam pewną sprawę do pewnej Pani Doktor, z którą, tak się złożyło, mam w tym semestrze wykłady. Postanowiłam więc nie być zbyt bezczelna i udać się na owy wykład a po nim porozmawiać sobie z Panią Doktor. Aby wszystko poszło szybko i sprawnie, zapożyczyłam od brata samochód - pieszczotliwie zwany Czerwoną Dupą. Daleko jednak nie ujechałam. Na pierwszym bowiem zakręcie autko stanęło i postanowiło już dalej nie jechać. Na nic prośby, groźby, ssanie czy popych - mój plan pojawianie się na wykładzie umarł śmiercią tragiczną. Z pomocą jakiegoś przechodzącego ulicą chłopaka (dzięki wielkie!) zepchnęłam więc samochód na pobliski parking a sama udałam się do domku. Napiłam się czaju i udałam na przystanek tramwajowy... tylko po to żeby zobaczyć tyłek uciekającej mi sprzed nosa Piętnastki. Na szczęście chwilkę później podjechała Detka i w sumie byłam na uczelni szybciej niż się spodziewałam. Znalazłam Panią Doktor, pogadałam chwilę i ruszyłam w stronę przystanku tramwajowego. Z oddali ujrzałam stojącą tam Piętnastkę. Pobiegłam więc szybciutko o mały włos nie wpadając pod przejeżdżającą czternastkę i... nie udało się... Piętnastka nie pozostawiła mi wyboru, jak tylko udać się na przystanek autobusowy, gdzie minutkę po moim przybyciu przyjechał autobus i zabrał mnie do domu.
Druga, bardziej wieczorna, wyprawa na AE dotyczyła spotkania z promotorem. Tym razem po raz kolejny wyszłam z domu za późno by zdążyć na Piętnastkę i po raz kolejny tego dnia przyszedł (a w zasadzie przyjechał) mi z pomocą autobus.
Jednak zwieńczenie tegoż pięknego poniedziałkowego dnia można uznać za udane. Po półtoragodzinnym czekaniu pod drzwiami promotora, uzyskałam wpis (i tym samym zakończyłam semestr zimowy), po czym udałam się na przystanek i w końcu (wszak do czterech razy sztuka!) udało mi się przejechać moją ukochaną Piętnastka!

Dodam jeszcze, że dzisiaj miałam podobny plan. Opcja samochodu była niedostępna, ale za to komunikacja miejska działała sprawnie... z tym że pojechałam na uczelnię tylko po to, żeby się dowiedzieć, iż Pani Doktor jest na L4. A jako że sama nie najlepiej się czuję, wizytę u promotora raczej sobie daruję. Nie wymagajmy od poniedziałków zbyt wiele...