środa, 10 grudnia 2008

O tym że Piętnastki czasem przyjeżdżają nawet jak się w nie nie wierzy

Wiecie jak to jest jak człowiekowi zależy żeby gdzieś być na czas, nie? I jeszcze jak chce być w dwóch miejscach... może nie w jednym czasie, bo to to całkiem niemożliwe, ale tak że jak pójdzie człowiek w to pierwsze miejsce to nie wiadomo czy zdąży w to drugie, na którym bardziej mu zależy? A potem wszystko ładnie "na styk" mu wychodzi. No może tylko musi pic ostatnie piwko trochę szybciej żeby zdążyć na Piętnastkę o 20.10 i tym samym na umówione spotkanie. No i ja przybyłam na przystanek przed czasem. Najpierw podjechała jakaś 12 - zjazd do zajezdni, która powinna jechać również o 20.10 choć na moim zegarku jeszcze tej godziny nie było. A kiedy już wybiła rzeczona 20.10 podjechało jakieś coś obklejone z każdej strony informacją, że zjeżdża do zajezdni niebawem. Niestety bez śladu numeru linii jaki kiedyś reprezentowało.
Załamałam się więc że to moja Piętnastka i kiedy już utraciłam nadzieję, minutkę później, przyjechała. I wszędzie zdążyłam i brawo brawo.
I czy ktoś w ogóle coś zrozumiał z mojej notki?
Nieważne.
Ważne jest tylko to, że za godzinkę będę jechać Piętnastką wraz z Magdą więc szykujcie się na kolejne przygody!

wtorek, 9 grudnia 2008

Knight Bus

Byłam sobie ostatnio w barze. A konkretniej w Falkonie.
Kto się w topografii Sosnowca mniej więcej orientuje, ten wie, że to klub bilardowy położony w odległości około 15-20 minut szybkiego marszu od mojego mieszkanka. Teraz to raczej więcej niż mniej, bo z powodu remontów i nadbudowy kamienic w okolicy ulicy Sportowej, nie bardzo da się przy takiej pogodzie chodzić skrótem.
W każdym razie o ile do baru zwykle udaję się na własnych nóżkach, tak w podróży powrotnej liczę na autobus.
W ten piątek szczególnie zależało mi na powrocie nocnym autobusem. Z dwóch powodów. Po pierwsze padało. Po drugie i zdecydowanie ważniejsze bolały mnie nóżki :) Brzmi to trochę infantylnie, ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że zdarzyło mi się oprawiać ostatnio pewną aktywność fizyczną (a takim leniwcom jak ja to się raczej nie zdarza!) i następnego dnia wszystkie moje mięśnie cierpiały. No, może za wyjątkiem piwnego, bo ten jest akurat całkiem nieźle wyćwiczony.
W każdym razie moje uda błagały o łagodne traktowanie a my wyszliśmy z baru troszeczkę za późno i nie byliśmy pewni czy uda nam się zdążyć na nocny o 1.00
Bez większej nadziei szliśmy w stronę przystanku, gdy jedno z nas zobaczyło zbliżający się autobus! Zaczęłam biec i pewnie bym zdążyła gdyby nie pewien... tiny insignificant problem. Otóż 902 nie raczyło się zatrzymać!!!
Na początku myślałam, że to jakiś wredny żart moich znajomków. Że to wcale nie był nasz autobus a oni chcieli mnie zmusić do biegania, żeby się trochę pośmiac z mojej drobnej, fizycznej niedyspozycji. Jednak okazało się to nie żart kolegów lecz poczucie humoru KZK GOP.
Także wracałam do domku na nogach, w deszczu...
Dobra wiadomość jest taka, że w ogóle tej podróży nie pamietam. Dopiero następnego dnia kolega mi przypomniał, że chciałam m.in. pójśc do sklepu i nawyraźniej tam zamieszkać. Dziwnym nie jest - wszak zawsze to trochę bliżej niż do domu! I nie trzeba się martwić o zapasy w barku czy lodówce ;)

Drunken Maria

PS. Dodam jeszcze, że Magda dziś przyjeżdża na chwilę do miasta (Santa Clause is coming to town?) i jutro prawdopodobnie będziemy razem jechać Piętnastką! Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów! Także trzymać kciuki!

wtorek, 2 grudnia 2008

Nie każdy może być numerem jeden.

Chciałam się poskarżyć, że jak ostatnio napisałam, że tęsknię za piętnastką, to się na mnie zemścił mój tramwaj numer cztery. A może pozazdrościł piętnastce i chciał być lepszy? Sama nie wiem.
W każdym razie stałam wzorem Marysi strasznie długo na przystanku tramwajowym, a tam - kolejno tramwaje numerami: 2, 1, 1, 3, 2, 1, 25, 1, 3, 1, 1, 1, 3, 2, 25, 1, 3, a potem dopiero moja czwórka - ale dla ułatwienia - zjazd do zajezdni...
Następnie przyjechała jedynka i trójka a za nią dwie czwórki. Nadmienić trzeba jeszcze, że w ciągu tej godziny rozkładowo powinno jechać 8 czwórek średnio co 6 minut. No ale nieprzygoda. Nie każdy może być numerem jeden, poza tym moim zdaniem, lepiej być numerem piętnaście, albo przynajmniej cztery. Tylko jakoś tramwaje warszawskie tego nie pojmują.

Magda, numer niejeden.