poniedziałek, 20 lutego 2006

Flash Mob czyli piętnastka - tramwaj z nieograniczoną liczbą miejsc

Magda jechała dziś podwójną piętnastką! Ja też! Ale w pierwszym wagonie, bo przyjechała o 3 minuty za wcześnie i nie zdążyłabym dobiec do drugiego. Jak się później okazało, Magda też jechała w pierwszym, bo zdziwiła się podwójnym tramwajem i wyczuwała w tym jakiś spisek, więc wolała być bliżej Pana Motorniczego, który to zawsze jest skarbnicą wiedzy o aktualnej trasie piętnastki. Nic się jednak szczególnego nie stało… a może właśnie było to dziwne, że obie nasze podwójne poranne (około 11 i 13) tramwaje dowiozły nas na uczelnie bez żadnych sensacji? To nieoczekiwane, acz bardzo miłe ze strony piętnastki zachowanie byłoby wydarzeniem dnia dzisiejszego, gdyby nie nasz spektakularny i o wiele bardziej zaskakujący i zabawny niż poranna podróż, powrót do domu…

Było około 15. Wcześniejsza 15 nie przyjechała, więc Magda postanowiła zapalić papierosa. To zawsze pomaga (no prawie zawsze…) – wszak środki komunikacji miejskiej są na tyle złośliwe, żeby przyjeżdżać w momencie jak właśnie zacząłeś palić, żeby przypadkiem nie dać Ci dokończyć. Tym razem Magda zdążyła wypalić całego papierosa… W międzyczasie przyjechało kilka straszliwie zatłoczonych tramwajów numerów wszelakich. Nawet siódemka!!! Przecież siódemka zawsze jeździ podwójna i bardziej pusta niż zatłoczona!. Nasza 15 (późniejsza) przyjechała o czasie, pojedyncza i równie zapchana jak jej poprzedniczki…
Wsiadłam w ostatnie drzwi. Magda stwierdziła, że spróbuje środkowymi się wcisnąć, bo tu już się nie zmieści… Myliła się – na następnym przystanku jakaś pani tego dokonała. Stałam na schodku, bez trzymanki... Dodam, że miałam buty na obcasach, na których nawet w dogodniejszych warunkach mam problemy z utrzymaniem równowagi…Do tego wszystkiego jakiś pan nade mną na mnie kaszlał. Ale jakoś dałam rade.
Przystanek Pętla. Tak, tak! Tu wszyscy wysiądą i będzie luz. Od pewnego czasu [od kiedy nie da się przejechać Warszawską i tramwaje dowożą ludzi z centrum na autobus (żółty)], mnóstwo osób wysiada na pętli i w mgnieniu oka zapchany tramwaj staje się przestronny. Jednak dzisiaj tak nie było. Wysiadło tylko kilka osób, ale to nic nie zmieniło, bo kilka innych wsiadło:) Ja skorzystałam z okazji i uciekłam od kaszlącego pana do Magdy. Tam byłam na krawędzi, ale czułam się dowartościowana, bo wszyscy na mnie lecieli:)
Tramwaj jechał dalej, a na kolejnych przystankach coraz mniej ludzi wsiadało (większość, zobaczywszy wnętrze tramwaju, rezygnowała). Przy kościele nawet kilka osób wysiadło i udało nam się przecisnąć w głąb piętnastki. Myślałyśmy, że na Dworze Pan Motorniczy powie, że zawraca, jednak pojechał dalej. W sumie nie byłoby to takie głupie, gdyby trzeba było wysiąść - mały spacerek dobrze by wszystkim zrobił i przynajmniej na zewnątrz byłoby czym oddychać… bo w środku niestety było duszno i ciasno…

Większość pasażerów wysiadała w centrum, więc nie obyło się bez małego zatoru przy drzwiach. W żółwim tempie co prawda, ale udało mi się wysiąść i podążyć do domku, gdzie czekała na mnie przepyszna zupka grzybowa:)

Myślę, że to może był jakiś flash mob. „20 lutego o 14.45 wsiadamy do tramwaju i jeździmy godzinę”. To by wyjaśniało dzisiejsze warunki jazdy. Chociaż… rzadko jeżdżę tramwajem o piętnastej – może tak jest zawsze?

Na koniec brawo brawo dla dyspozytorni, która w południe, jak tramwajem podróżuje 15 osób, wysyła podwójną 15, a o 15 – kiedy wszyscy wracają z pracy – decyduje się jednak na pojedynczą. Pozdrawiamy!

Brak komentarzy: