środa, 12 grudnia 2007

Najwyraźniej, sądząc po wzmożonej aktywności bloga, zbliża się czas zaliczeń i egzaminów.

Dziś miałam zajęcia o 11.40. Z wielkim trudem udało mi się wstać i podążyć na przystanek na tramwaj o 11.09.
Zjawiłam się na przystanku 2 minuty przed czasem. Tramwaj natomiast przyjechał 2 minuty spóźniony.
No ale nieważne. Rozsiadłam się wygodnie w drugim wagonie... Nie na długo jednak. Po chwilach kilku przyszła pani motornicza i oznajmiła, iż przejazdu pod wiaduktem nie ma. Stąd dojazdu do Katowic ni Milowic brak.
Cóż było robić – przeniosłam się na przystanek autobusowy.
Czekając spokojnie na cokolwiek byłam świadkiem dość śmiesznej sytuacji. Otóż jeden Pan, któremu też nie dali podróżować Piętnastką cjoć bardzo tego pragnął, postanowił, tak jak i ja, przenieść się na przystanek autobusowy, tyle tylko, że w nielegalny sposób – przez ulicę. Gdy był już w pół drogi, zauważyłam nadjeżdżającą kolejną Piętnastkę z napisem „Zjazd do Zajezdni”. Pan też ją dostrzegł i pomyślał najwyraźniej, że usterka przy wiadukcie została cudownie naprawiona w przeciągu kilku minut. Cóż więc zrobił Pan? Hop siup przez barierkę z powrotem. Niestety ten Pan nie trenował chyba jednak nigdy lekkoatletyki, gdyż wywinął orełka, wprawiając mnie w rozbawienie. Nie przejął się jednak za bardzo porażką, wstał i pobiegł dalej za tramwajem... który nie raczył się nawet zatrzymać na przystanku.
Biedny Pan w sumie... no ale cóż... życie...

W końcu na uczelnię dostałam się autobusem 808, który nota bene miał był przyjechać o 11.07.
No ale któż by go winił o te kilkanaście minut spóźnienia? Ja na pewno nie.

W drodze powrotnej też nie obyło się bez przygód.
Przybyłam na przystanek i sprawdziłam, iż Piętnastka powinna przyjechać o 13.32 czyli w przeciągu kilku minut.
Stoimy, czekamy, przyjechała 14, potem 20... a potem długo, długo nic. Chyba przez ponad 10 minut zupełnie nic! Dość niepokojąca sytuacja zważając, że normalnie Dwudziestki kursują z częstotliwością 4 minut.
Kilka chwil później ukazała się domniemana przyczyna opóźnienia czyli jakieś 37 ciągnięte przez 20, tudzież na odwrót.
A kolejną chwilę później mogliśmy już spokojnie wsiąść do naszej ukochanej Piętnastki. Swoją drogą dawno nie widziałam jej tak zapchanej. Na szczęście sporo pasażerów wysiadło przy zajezdni i dało się już oddychać :)

Na koniec dodam, że śniła mi się ostatnio Piętnastka. Chciałam nawet napisać o tym całą notkę, ale niestety trochę mi się ten cały sen zapomniał.
Wiem, że kursowały autobusy zastępcze od Sobieskiego (a może do Sobieskiego?) i że kierowca takiego autobusu przekazał nam jakąś piętnastkową prawdę, taką z serii śmiesznych-nieśmiesznych. Niestety nie pamiętam jak ona brzmiała. Pamiętam za to, że biegłyśmy (ja, Magda i moja pani od plastyki z podstawówki – pozdrawiamy panią) na jakiś tramwaj co miał nie przyjechać, a przyjechał.
Generalnie sen był dość długi i rozbudowany, ale tak to już ze snami bywa, że bardzo szybko się zapominają i rozmywają...

Śpiąca Marysia

Brak komentarzy: