środa, 10 grudnia 2008

O tym że Piętnastki czasem przyjeżdżają nawet jak się w nie nie wierzy

Wiecie jak to jest jak człowiekowi zależy żeby gdzieś być na czas, nie? I jeszcze jak chce być w dwóch miejscach... może nie w jednym czasie, bo to to całkiem niemożliwe, ale tak że jak pójdzie człowiek w to pierwsze miejsce to nie wiadomo czy zdąży w to drugie, na którym bardziej mu zależy? A potem wszystko ładnie "na styk" mu wychodzi. No może tylko musi pic ostatnie piwko trochę szybciej żeby zdążyć na Piętnastkę o 20.10 i tym samym na umówione spotkanie. No i ja przybyłam na przystanek przed czasem. Najpierw podjechała jakaś 12 - zjazd do zajezdni, która powinna jechać również o 20.10 choć na moim zegarku jeszcze tej godziny nie było. A kiedy już wybiła rzeczona 20.10 podjechało jakieś coś obklejone z każdej strony informacją, że zjeżdża do zajezdni niebawem. Niestety bez śladu numeru linii jaki kiedyś reprezentowało.
Załamałam się więc że to moja Piętnastka i kiedy już utraciłam nadzieję, minutkę później, przyjechała. I wszędzie zdążyłam i brawo brawo.
I czy ktoś w ogóle coś zrozumiał z mojej notki?
Nieważne.
Ważne jest tylko to, że za godzinkę będę jechać Piętnastką wraz z Magdą więc szykujcie się na kolejne przygody!

Brak komentarzy: