niedziela, 14 października 2007

Notka zadawniona

Powiem Wam szczerze, że już sługo się zbieram do napisania tej notki i strasznie jakoś nie mam weny. Chyba za rzadko jeżdżę piętnastkami. Właściwie to wcale nie jeżdżę nimi. Bo nie po drodze mi absolutnie jest. Poza tym domyślam się, że warszawska piętnastka nawet nie umywa się do tej naszej, haha.
Jednakowoż zdarzyło mi się, podczas mojego ostatniego pobytu w GOPie przejechać się tym cudownym i jedynym w swoim rodzaju na cały wszechświat środkiem lokomocji. I wiecie co? Wcale, a wcale się nie spóźniła ani nic. Chyba. Pamiętam, że to ja się spóźniłam na nią. Ale za to nie popsuła się, ani nie śmierdziało w niej, ani nic. Dziwne, nie?
Chyba chciała mnie zachęcić do częstszego odwiedzania jej, ale niestety nie wyszło. Bo wracałam do domu już z centrum Katowic i to się jakoś nie uzupełnia. Zatem pojechałam 815, które zatem postanowiło się zemścić na mnie w imieniu piętnastki chyba. (Nie wydaje Wam się, że to jest jedna rodzina? Wszak mają mają podobny numer i oboje jadą ode mnie na AE - tajemnicze, nie?) Generalnie 815 spóźniło sie 15 minut, a potem wsiadł do niego PAN. PAN śmierdział tak sakramencko, jakby był ekstraktem z letniej piętnastki z bonusowym żulem. Dookoła niego utworzył się pusty półokrąg o promieniu szerokości autobusu. PAN bowiem zasiadł na miejscu dla niepełnosprawnych. Co więcej nawiązał rozmowę z jakimś biednym człowiekiem, który siedział w pobliżu. Człowiek ten twardy był, bo nie wstał z miejsca siedzącego, jak to poczyniła część pasażerów z najbliższego pobliża. Tylko podjął konwersację. Szacuneczek dla pana pasażera, zaprawdę powiadam Wam.
Ale w sumie czy to takie straszne?
A czy wspominałam może już o tym, że do pracy jeżdżę na miejscu siedzącym bezpośrednim autobusem niskopodłogowym?
Zdecydowanie warszawski ZTM ma swoje przewagi nad GOPowskim KZK.

With regards,
Magda

Brak komentarzy: