środa, 11 października 2006

O tym, jak to baba za kierownicą...

Zasadniczo mam do przekazania, że komunikacja z miastem wojewódzkim w obecnym czasie, zwłaszcza tramwajowa, jest bardzo utroudniona. I to są łagodne słowa. Choć udało mi się dzisiaj oszukać piętnastkę. Mianowicie uciekła mi spod domu, ale wsiadłam w 55 (autobus taki) i udało mi się zdążyć na T-15 w centrum. Śmieszne.
Ale nie o to, nie o to, nie o to...
Bo chodzi o to, że dzisiaj jakaś genialna pani zaparkowała na Małachowskiego tak cudownie, że wystawała 15 centymetrów na tory. I na dodatek pan motorniczy z 24 nie chciał jej porysować samochodu (albo może nie chciał sobie porysować 24) i nie pojechał dalej, tylko czekał, aż pani się znajdzie. I kapa się stała, bo Małachowskiego wąska jest bardzo i nie dało się prawie wyminąć tego 24. To znaczy T-15 to zrobił, ale tylko dlatego, że to piętnastka. Natomiast samochody jakoś nie chciały, albo się bały. I korek był taki wielki aż do Ostrogórskiej. Bo za 24 było 27 i dopiero daleko, daleko na szarym końcu, za milionem samochodów, stał tramwaj 15, który gdyby nie genialna baba za kierownicą, pewnie pierwszy raz w moim życiu by zdążył. I byłby to pierwszy przypadek, że udało mi się wrócić bez przygód z Katowic. Ale dzięki babie za kierownicą, mój powrót trwał jedynie godzinę.
Pozdrawiam tą panią bardzo...
No i w sumie tyle. Zmęczonam nieco jest. I nie mam więcej weny.

Piętnastkowość...
Magda

Brak komentarzy: