czwartek, 30 marca 2006

Rekord

Chciałam dodać kilka słow od siebie. Taki aneks do notki Magdy.
Jednak z kilku słów zrobiło się kilkaset, więc postanowiłam stworzyć nową notkę - zamiast editu poprzedniej czy do niej komentarza. A zatem... yhm yhm...

Jako że piętnastka, na którą się, jak Magda już wspominała, spóźniłam(chociaż biegłam) przyjechała za wcześnie, to następna się spóźniła – tak żeby się uzupełniło:) Dzięki temu mogłam postać sobie na przystanku trochę dłużej. No ale mówi się trudno… albo inwektywa.
W sumie myślałam, że nawet nie spóźnię się bardzo na zajęcia, kiedy to okazało się, że pietnastka, którą mam zaszczyt podróżować kończy swój bieg na Zawodziu Zajezdni…
Ale nic to.
Po chwili podjechała 14 – pojedyncza i zapchana… Jednak to nie przeszkodziło dość sporej grupce ludzi wygnanych z dwuwagonowej piętnastki wepchania się to tegoż tramwaju. Stanie i udawanie, że wcale żadne kończyny poza tramwaj nie wystają nam, nie zdało się jednak na nic – 14 nie ruszyła dopóki część osób pojazdu nie opuściła. Zrobiliśmy to jednak bez abominacji, gdyż oczom naszym ukazała się przepiękna, dopiero co podstawiona, podwójna piętnastka. Wystarczyło poczekać kilka minut aż dowlecze się do nas Pan Motorniczy i już byliśmy prawie w domu… znaczy na uczelni.

W tak zwanym międzyczasie odbyłam rozmowę telefoniczną z Magdą (Magda: Skoro i tak się spóźnisz na zajęcia to może przyjdź do arkad, bo my właśnie nie poszliśmy na prawo lecz na piwo. Ja: Ty to umiesz namawiać) i tym sposobem zaczęłam ten jakże piękny dzień.

Około 15 chciałam wracać do domu… jednak 15 nie chciała przyjechać…
Zirytowałam się zatem i wsiadłam w Jordana (23). Było to posunięcie niezwykle słuszne, gdyż chwile przed nim jechała wypchana po brzegi 14 i trochę mniej zapełniona 37 – także w 23 było właściwie luźno. (Jak ktoś nie widzi związku, to śpieszę z wyjaśnieniem. Po prostu te 3 tramwaje mają taką samą trasę, która rozbiega się dopiero za mostem. Także jak jadą takie 3 jeden po drugim, to logicznym jest, że ostatni najmniej zapchanym będzie, bo wszyscy wsiedli do poprzednich).
Oczywiście jak tylko wsiadłam do 23, zauważyłam wyłaniającą się zza zakrętu 15… Udałam jednak obrażoną i pojechałam Jordanem aż do Dworu. Dobrze zrobiłam, bo 15 okazała się znowu tramwajem z nieograniczoną liczbą miejsc (jeden wagon i godziny szczytu robią swoje). Wepchnęłam się na chama i jakoś dotarłam do domku, no bo co miałam zrobić?

Jakiś czas później postanowiłam się udać jeszcze raz do Katowic. Tym razem w celach kulturalno-rozrywkowych.
Piętnastka o 17.13 przyjechała chwilkę później i w zasadzie, nie licząc tego drobnego spóźnienia, bez zarzutu dowiozła mnie do naszego miasta wojewódzkiego.
Powrót za to był już ciekawszy.
Piętnastka przyjechała zgodnie z tylko sobie znanym rozkładem. Ale nie narzekam, bo dzięki temu nie musiałam na nią długo czekać:) Jednak na Pętli tramwaj oznajmił (lubimy mówiące tramwaje), że zjazd do zajezdni. No cóż… Mówi się trudno i wsiada w czternastkę.
Tym sposobem znalazłam się na Dworze znów, gdzie (nieoczekiwanie krótko) poczekałam na kolejną piętnastkę (ogór; grzanie na maksa; jeden bezdomny, ale daleko).

Podsumowując, „zaliczyłam” dziś 9 tramwajów – to chyba mój rekord. Trza to oblać:)

Na koniec... Wiem, że takie rzeczy się robi raczej na początku, a nie na końcu, ale to połowicznie mój blog i będę robić jak mi się podoba... whatever...
Tą notkę chciałabym zadedykować Ewie Te, która to dopytywała się dziś o piętnastkowe wieści.
I jeszcze pozdrowienia i podziękowania dla Żaby za zdradzenie nam tajników "maszynki"

recorded by Marysia ;)

Brak komentarzy: