poniedziałek, 6 marca 2006

Jako że mam jutro egzamin i zaliczenie i jeszcze nic nie umiem, to też dodam notkę, a co!

Udałam się na przystanek troszkę wcześniej niż potrzeba, bo jak wiadomo piętnastka lubi czasem przyjeżdżać przed czasem (szczególnie gdy pasażer przybywa na przystanek na ostatnią chwilę). Oczywiście, jako że przyszłam przedwcześnie, to tym razem piętnastka postanowiła jednak się spóźnić.
Gdy już się trochę zaczęłam martwić, czy oby zdążę na uczelnie na „spotkanie” w sprawie mojego zaliczenia z rachunku kosztów, podjechały twa tramwaje: jeden spod empiku a drugi nie. Jednak oba okazały się być dwudziestkąszóstką… Dziwne… Na szczęście, z jednej z nich wysiadła moja koleżanka i zajęła mnie rozmową, odrywając moją uwagę od tego kilkuminutowego, piętnastkowego spóźnienia.
Gdy już przyjechał skrzypiący ogór, usiadłam (nawiasem mówiąc, było dość mało ludzi, więc mogłam wybrać sobie miejsce z dala od bezdomnych tudzież innych niezbyt przyjemnie pachnących osobników, co też oczywiście uczyniłam) i pochłonęło mnie doszczętnie zgłębianie tajników kalkulacji.
Po kilku jednak minutach przykuł moją uwagę fakt, że tramwaj się cofa, zamiast, jak to zwykle bywa, poruszać się do przodu…
Z kolejnych kroków motorniczego zorientowałam się, że chyba chciał pojechać na Milowice, jednak dość szybko się zorientował, wycofał, zmienił zwrotnicę i pojechał, już planowo, w stronę Katowic.
Myślę sobie, że trochę szkoda… Wszak tam jeszcze piętnastki nie było. Myślę, że taka przejażdżka byłaby dla mnie bardziej interesująca niż pisanie jakiegoś kolosa z przedmiotu dość irytującego.
No ale mówi się trudno… Może następnym razem?

written by Marysia

Brak komentarzy: