niedziela, 10 stycznia 2010

Podobno pługi są jak yeti.

Właśnie przeczytałam o tym na jakimś portalu. Pługi są jak yeti, bo podobno są, ale nikt ich nie widział. Coś w tym jest, jednak muszę przyznać, że dziś widziałam nawet trzy. Pługi, nie yeti. Jechały jeden za drugim, bo pojedynczo pewnie się boją. Też bym się bała jakbym była pługiem.

Ale nie o tym miało być. Wczoraj, jak szłam sobie na jogę o barbarzyńskiej 10 rano (tak, była sobota), ujrzałam na torach tramwajowych dziwne zjawisko.
Pamiętacie, jak kiedyś pisałam o pojeździe, którytory szlifuje, ciszę szanuje? Kolorowy taki z kwiatkami i motylkami na burtach. No więc wczoraj moim oczom ukazał się obraz jeszcze dziwniejszy. A był to mianowicie taki sam pojazd - dalej kolorowy i w kwiatki (zaznaczam, że na tle zasypanej śniegiem i zawalonej błotem pośniegowym ulicy Puławskiej) z przyczepionym z przodu PŁUGIEM właśnie. I odgarniał śnieg z torów!! Szkoda, że nie zdążyłam zrobić zdjęcia... Widok uroczy, ale żeby specjalnie przydatny? Warstwa śniegu nadal wystawała 10 cm ponad poziom torów, więc nie wiem, jaki miał być cel takiego kursu, poza może zadziwieniem pasażerów.

A jeszcze chciałam powiedzieć, że tramwaje nr 4 są dziwne - jeżdżą z zaskakującą regularnością. Jeden jest rozkładowo 6.57 u mnie, a następny rozkładowo 7.07. Ten pierwszy przyjeżdża między 6.56 a 6.58, a drugi między 7.09 a 7.15. Na miejscu ten pierwszy jest między 7.40 a 7.46, a drugi między 7.53 a 8.08. Jak się nad tym głębiej zastanowić to rozrzut jest nieuzasadniony, a ja się spóźniam do pracy. I smutek. Zwłaszcza jak nie zdążam na ten pierwszy, który przyjeżdża za wcześnie, a ten drugi postanawia się spóźnić... Piętnastka daje o sobie znać, bo 5-1 to 4.

Zasypano-śniegowo-Magda.

Brak komentarzy: