niedziela, 18 stycznia 2009

O tym, że byłam już w tym roku raz na uczelni i chyba mi starczy ;)

Byłam sobie ostatnio na uczelni, a jak zapewne się już wszyscy domyślacie, nie zdarza się to zbyt często. A jako, że zostałam takim niewiernym pasażerem, wyprawa ta musiała być choć trochę "piętnastkowa". No i oczywiście była.

Zaczęło się od tego, że chciałam sobie kupić w kiosku bilety. Niestety 2 z nich (kiosków, nie biletów) były dopiero otwierane i jeszcze nie sprzedawały towaru. Trzeci natomiast był całkiem zamknięty. A dodam, że było już po 8! Czy to jakieś święto? - pomyślałam. Okazało się potem, że rzeczywiście mieliśmy tego dnia Trzech Króli, ale chyba nie jest to na tyle oficjalne święto, by robić sobie wolne albo zaczynać pracę trochę później. A może to zima zaskoczyła drogowców? Może warunki pogodowe uniemożliwiły kioskarkom dojazd do pracy na czas? Tylko że to nie był pierwszy dzień mrozów... i pogoda w zasadzie nie była aż tak straszna. Także co się tam stało – nie wiadomo.

Trochę zdziwiona zaistniałą sytuacją postanowiłam zakupić bilet w automacie na przystanku. Ten jednak (automat, nie przystanek) nie chciał przyjąć moich pieniędzy... a tu akurat nadjechała Piętnastka.

W tym momencie postanowiłam zbojkotować zakup biletu u motorniczego i wskoczyłam do drugiego wagonu. Liczyłam oczywiście na to, że w drugim wagonie kanar się nie zjawi. W międzyczasie przeszukałam zasoby mego portfela w poszukiwaniu jakiegoś zapomnianego biletu i znalazłam jeden... tyle że na jedno miasto. Przeczekałam więc do Stawików i tam go skasowałam. Taki ze mnie sprytny rzezimieszek. lol

Jakoś udało mi się dotrzeć do uczelni tam właśnie ukazał mi się kolejny niezwykle typowy widok.

Na przystanku stała pusta czternastak, trochę dalej za nią również pusta siódemka, a jeszcze kawałek dalej kolejny opuszczony tramwaj, którego numeru już teraz nie pamiętam.

Dodatkowo dwóch Panów Motorniczych klęczało przed siódemką i cośtam w niej grzebało. Śmieszne.

Zastanawiałam się czy ten koreczek zdąży zniknąć czy też się rozrosnąć do czasu gdy będę się udawać w drogę powrotną. Na szczęście wizyta u promotora była na tyle długa, że po porannym zatorze nie zostały żadne ślady i spokojnie dotarłam do domu.

Brak komentarzy: