niedziela, 13 stycznia 2008

Tradycyjnie w okresie sesji aktywność bloga wzrasta :)

Co ta sesja robi z ludźmi? Wczoraj była sobota, a ja i tak byłam na uczelni! Umówiłam się z koleżanką na 12 w celu wymiany notatek oraz poglądów na temat (nie)pisania pracy z analizy.
Oczywiście znów nie udało mi się wstać odpowiednio wcześnie, żeby wyrobić się na tramwaj o 11.23. Pojechałam więc następnym, który znów był spóźniony... tym razem jednak mniej niż 11 minut, więc w zasadzie nie ma o czym wspominać.
Za to żeby dostać się z powrotem do domku musiałam czekać już troszkę dłużej.
Na przystanek dotarłam około 13.20. Wg rozkładu 15 miała być 2 minutki wcześniej, choć czy przyjechała tak naprawdę nie wiadomo.
Nie przejęłam się w sumie tym przymusem czekania na tramwaj, bo pogoda piękna, a muzyka w słuchawkach wesoła, lecz po jakichś 10 minutach, gapiąc się tępo w kolejny odjeżdżający w przeciwnym kierunku tramwaj, zaczęłam się niepokoić. Otóż uświadomiłam sobie, że w moim kierunku jeszcze nic nie jechało. Nic! Nawet dwudziestka!!!
Wiem, że w weekendy tramwaje kursują rzadziej, ale żadnej dwudziestki w przeciągu 10 minut?! To dość niespotykane...
Kilka minut później ruch został wznowiony. Moim oczom, jeden za drugim, ukazały się kolejno: jakaś 11 ciągnąca Piętnastkę (zjazd do zajezdni oczywiście), prawie pusta podwójna 20, tramwaj nr 12 z napisem Awaria na czele (takiej linii jeszcze nie widziałam nigdy), wypchana po brzegi pojedyncza 14 i w końcu, na szarym końcu moja ukochana Piętnastka (ogór, żeby było bardziej swojsko), która zabrała mnie bezpiecznie do domku.

Potem jeszcze raz korzystałam z usług 15. Jechałam nią do Katowic, aby tam przesiąść w autobus do Gliwic. A dziś powrót: tramwaj, autobus i 815 do domu. Tym razem obyło się jednak bez przygód.
No cóż... podroż taka zajmuje z 2 godziny w jedną stronę – to chyba wystarczający dyskomfort.

Marysia

Brak komentarzy: