wtorek, 2 października 2007

let's play

Hejka.

Na początku chciałam się poskarżyć, że ja dostarczam Wam ostatnio notki prawie codziennie, a Wy nie czytacie nic a nic. A jak czytacie to nie zostawiacie po sobie śladu i ja nie wiem tego, że czytacie.
I nikt się nie ucieszył, że wróciłam, o!

W każdym razie w piątek znów jechałam na uczelnię...
Tym razem sprawdziłam na rozkładzie w necie, o której mam Piętnastkę. I powiem Wam, że przyjechała w miarę o czasie. Bo cóż to dla Piętnastki minutka czy dwie spóźnienia?
Przyjechała podwójna. Tradycyjnie więc wsiadłam do drugiego wagonu. Niestety znów miałam problemy ze skasowaniem biletu. Nie potrafiłam właściwie umiejscowić biletu w kasowniku. Po chwili jednak coś zaskoczyło, kasownik wyskrzeczał to swoje charakterystyczne trrryt, a ja spokojnie usiadłam na miejscu. Jak się jednak po pewnym czasie zorientowałam , nie wszystko zadziałało do końca tak jak trzeba. A mianowicie bilet wcale nie został skasowany. No ale trudno. Jako że nie mam nic przeciwko płaceniu połowy połowy ceny, zużyłam ten bilet w drodze powrotnej. Także kolejny przejazd za darmo. BTW mam nadzieję, że nie czyta tego bloga jakiś kanar i nie czeka mnie nalot policji za oszukanie państwa na jakieś 4,35 PLN.

Po załatwieniu spraw na uczelni ( a będąc bardziej precyzyjnym po ich nie załatwieniu), udałam się na przystanek. Od razu przyjechała podwójna dwudziestka, ale nie skorzystałam z jej usług. Sprawdziłam na rozkładzie, że na mój tramwaj będę musiała jeszcze trochę poczekać i usiadłam na ławeczce. Podjechała kolejna podwójna dwudziestka... Tym razem niebieska. Dodam, że następnym przejeżdżającym tramwajem (jakąś minutkę później) była dla odmiany podwójna dwudziestka. Ale to już w przeciwnym kierunku, więc nie wiem czy się liczy.
Kiedy w końcu przyjechał mój tramwaj, okazało się, że jest oczywiście pojedynczy... ale za to niebieski. Troszkę zapchany, aczkolwiek nie za bardzo, bo już w połowie drogi trafiło mi się miejsce siedzące. Niestety nie na długo, gdyż kilka przystanków później z wielkim trudem wsiadł do bolidu bardzo mały człowieczek. Do tego się jeszcze garbił. Żal mi się go zrobiło i ustąpiłam mu miejsca, co będzie taki stał biedny z tą ciężką torbą. Podziękował mi bardzo serdecznie, usiadł i w mgnieniu oka zasnął. A los mi się odwdzięczył i 3 minutki później już miałam kolejne miejsce siedzące.

Wspomnę może jeszcze o nowej grze, którą to rzeczonego dnia wymyśliłam. A mianowicie grę w tysiąca (tak tak, zboczenie zawodowe, po 10 miesiącach pracy w kasynie tylko karty mi w głowie). W tym przypadku jednak nie gra się kartami lecz... tramwajami. Sumuje się numery linii przejeżdżających tramwajów. W jedną i w drugą stronę. Wygrywa ten kto pierwszy dojdzie do tysiąca zanim przyjedzie oczekiwany tramwaj. Mnie się na razie nie udało dojść do tysiąca, ale i tak moja „strona” wygrała. W moim kierunku jechały dwie dwudziestki, jordan i 37 co daje razem 100. A w przeciwnym dwie 20 (ale jedna z nich to wracała ta co jechała też w moją stronę więc nie wiem czy się liczy),14 i 15.
Gra się dopiero narodziła więc jakby ktoś chciał wnieść jakieś poprawki to proszę bardzo. Można na przykład liczyć podwójny tramwaj podwójnie, czyli dwie podwójne 20, jordan i 37 dały by 140 punktów zamiast 100.
Jestem otwarta na propozycje i pozdrawiam piętnastkowo!

dealt by Maria

Brak komentarzy: