wtorek, 14 marca 2006

Opowieści zasłyszane

Witam, dzisiaj nie będzie za wiele o piętnastce jako takiej, natomiast postanowiłam podzielić się z Wami opowieściami, które udało mi się usłyszeć lub przeczytać, a które w pewien sposób wiążą się z tematyką pamiętnika ciasnej piętnastki.
Żeby zacząć chronologicznie, chyba przytoczyć powinnam niektóre z opowieści, które dotarły do mnie, gdy kiedyś nie przyjechały trzy piętnastki pod rząd i zaczęliśmy ze Słoniem rozumieć, dlaczego ludzie demolują przystanki. W każdym razie w końcu nadjechała piętnastka i udało nam się zająć miejsce stojące, tudzież miejsce przytulające. Obok nas stało trzech kolesi i opowiadali sobie, co też się dzieje w tramwajach. Szczególnie utkwiła mi w pamięci historia o tym, jak wsiadł starszy pan nie mający zębów. Pan ów ładnie uśmiechnął się bezzębnymi ustami do dziewczynki, która ustąpiła mu miejsca, po czym wyjął z torby jabłko i rozpoczął daremne w sumie próby zjedzenia go. Ciąg dalszy tej historii utonął w histerycznym śmiechu... Ale chyba możemy się domyślić :) Inne opowieści dotyczyły dziewczyny, która usiadła sobie zadowolona na siedzeniu, po czym zorientowała się, ze pod właśnie tym siedzeniem znajduje się kałuża wymiocin. Nie zastanawiając się wiele, dziewczyna wzięła głęboki wdech, przewróciła oczami i... zwymiotowała. Ciekawa jestem, jaką wielkość miała ta kałuża pod koniec trasy.
Szczerze mówiąc owi współpasażerowie mieli chyba większe od mojego doświadczenie w jeżdżeniu 15, bo opowieściami sypali jak z rękawa. Niestety ze względu na normalny w piętnastkach ścisk, nie mogłam robić notatek.
Udało mi się natomiast porobić notatki podczas mojej niedawnej wizyty w Stolicy. Okazuje się, że każde miasto ma swoją piętnastkę, a co większe nawet kilka.
Nawiasem (baardzoo dużym) pozdrawiam przyjaciół z Warszawy!! Pozwalam sobie zamieścić to, co usłyszałam, mam nadzieję, że się nie pogniewacie:)

Na początek z cyklu dialogi na cztery nogi:
(w tramwaju, oczywiście:)
Dziecko, lat 3-4: Maamaaaa!! Jedziemy na wyciecke?
Mama: Nie, kochanie, nie jedziemy na wycieczkę...
D: Maamaaa!! To jedziemy do babci??
M: Nie, synku, nie do babci...
D (na cały tramwaj): O, KU*WA!! Znowu jedziemy do pseckola!!
Współpasażerowie: BUAHAHAHA!!

Przypadek drugi
(Również w tramwaju)
Siedzi sobie dres, w dresie siedzi koleś z kolczykiem wszędzie, ogoloną głową i dziwczyną (pisownia zamierzona) o włosach kolory bląd (jak wcześniej) na kolanach. Dziwczę zalotnie mruga wielkimi rzęsami, oczy chłopaka robią się coraz bardziej maślane. Po chwili zwraca się do niej z emfazą: "Zaje*ałem się w tobię po ch*j"
Miłość jest piękna:) A ja uwielbiam tramwaje.

Kolejna i ostatnia już historia, którą przywiozłam ze stolicy uświadomiła mi, jak bardzo powinnam się cieszyć, że mieszkam jednak w mniejszym mieście. Podobno w niektórych warszawskich środkach komunikacji można zaobserwować anomalie pola grawitacyjnego. Mianowicie można sobie podskoczyć (na przykład na wyboju jakimś) i się nie spada. Człowiek taki, wyrzucony w górę, zatrzymuje się, uwięziony pomiędzy współpasażerami, nie dotykając stopami podłogi i jedzie... Zastanawiam się, co dzieje się, jak chce się wysiąść. Chociaż może tam też jest tak, że wszyscy wysiadają w tym samym miejscu i unoszą sklinowanego ze sobą. To wtedy spada się dopiero na przystanek? :)
Nie zdarzyło mi się jeszcze coś takiego w piętnastce, ale wszystko przede mną. Chociaż czasami jest tak, że można spokojnie jechać bez trzymanki bez obawy o upadek, a piętnastki jednak rzadko podskakują, raczej kiwają się na boki.


Na koniec chciałam zamieścić coś, co przeczytałam w prasie, a dotyczy poniekąd sosnowieckiej komunikacji tramwajowej. Cytat pochodzi z "Wiadomości Sosnowieckich" z dnia 10 marca 1957 roku i został zamieszczony w piątkowym dodatku sosnowieckim do Dziennika Zachodniego.

"Linia tramwajowa Milowice - Okrzei, to jeżdżący, a raczej stojący skandal - to zmora, która zżera nam tysiące godzin wolnego czasu i przyprawia o rozstrój nerwowy. Mocne to słowa i pełne gorzkiej prawdy. Wszyscy znamy tę prawdę, mówimy o niej codziennie, przeklinamy ją.
Kogóż to jednak obchodzi, że ty szary człowieku zmarznięty czekasz całymi godzinami na tramwaj, że spieszysz się do pracy, do domu do dziecka. Kto się przejmuje tym, że spracowany musisz dreptać po śniegu dwa i więcej kilometrów.
Jest tajemnica poliszynela, co tak świetnie uodparnia tych panów, siedzących w ciepłych biurach, którym góry papierków przesłaniają człowieka. Dość jednak znieczulicy panowie z WPK - to jest skandal. Najwyższy już czas aby wreszcie najbardziej potrzebna miastu linia tramwajowa zaczęła służyć ludziom we właściwy sposób.
Przypominamy dyrekcji WPK, że dzielnice przez które prowadzi linia nr 24 są oddalone od centrum od 1 do 6 kilometrów i nie posiadają żadnych innych połączeń komunikacyjnych. W dzielnicach tych mieszka tysiące ludzi i są tam zakłady przemysłowe, w których również pracują tysiące."

Jedyne co mogę powiedzieć na ten temat to, że nic a nic się nie zmieniło przez te lata. Może tylko numer tramwaju :) A może ja po prostu nie jeżdżę 24, to nie wiem :)

Pozdrawiam Was wszystkich i na koniec chciałam powiedzieć, że tyle Was to czyta, a prawie nikt się nie wpisuje. Wpiszcie się chociaż do księgi... Będzie nam naprawdę miło.

Magda

PS. Trochę długie. Przepraszam :)

Brak komentarzy: