środa, 11 marca 2009

Byłam sobie wczoraj wieczorkiem w okolicach uczelni. Oczywiście w celach rozrywkowych - nie posądzajcie mnie o zbytnią nadgorliwość w sprawach dotyczących zajęć czy wizyt u promotora!
W każdym razie, jako że dawno się środkami komunikacji miejskiej nie poruszałam, to bez przygód obyć się nie mogło. A jakże!
Zaczęło się oczywiście od tego że wyszłam z domu za późno na wcześniejszy autobus. Ale nie szkodzi. Chciałam zakupić bilet, ale wszystkie 3 kioski pod dworcem były zamknięte. Udałam się więc do automatu na przystanku, ale ten nie miał mi wydać reszty. Poszłam więc na przystanek tramwajowy, aby tam skorzytać z biletomatu. Ten zadziałał, ale za to uciekła mi w międzyczasie Detka. Poczekałam więc jeszcze kilka minut na autobus i jakoś dotarłam na miejsce.
O wiele ciekawiej było w drodze powrotnej. A to jak zwykle dzięki temu że postanowiłam zawierzyć mą podróż Piętnastce!
Otóż po 21 zmierzałam w stronę przystanku tramwajowego. Wiedziałam że czeka mnie kwadrans czekania na Piętnastkę, ale lepsze to niż czekanie 25 na autobus.
Nie wiem czy już Wam opowiadałam jak kiedyś nie chciało mi się czekać 20 minut na tramwaj więc poszłam na autobus (10-cio minutowy szybki spacer) i tam czekałam na niego 20 minut. Bardzo logicznie i sympatycznie.
Wracając do dnia wczorajszego.
Idę sobię Bogucicką, dochodzę do Maja, przechodzę przez pasy. Jestem pomiędzy jezdniami, przy torowisku. Chcę skręcić w lewo na chodnik prowadzący do przystanku... a tu zonk... nie ma chodnika!
Po chwili zauważyłam też brak torów w jedną stronę - oczywiście tą prowadzącą w moim kierunku. Trochę się zmartwiłam, że bez torów to Piętnastka może nie pojechać, ale w celu dokładniejszego zbadania sprawy udałam się na przystanek, który stał sobie na swoim miejscu jakby nigdy nic. Czekała tam nawet jakaś pani nie zrażona brakiem części torowiska. No cóż - niektórzy mają większą wiarę w Piętnaski niż ja!
Na rozkłądzie znalazłam info, że przstanek przeniesiono w stronę centrum w okolicę skrzyżowania z Bogucicką . Cofnęłam się więc kawałeczek i rzeczywiście znalazłam coś na kształt przystanku.
Zanim jednak odkryłam przystanek tymczasowy, najpierw znalazłam magiczną skrzyneczkę, która całkowicie mnie zafascynowała.
Jeden pas ruchu był wyłączony z użytku, można tam było sobie poczekać ewentualnie na tramwaj, ale stał tam też taki zielony słupek - rurka. Na słupku na wysokości może mojej klatki piersiowej, może trochę niżej przytwierdzona była skrzynaczka, również zielona. Z trzech jej stron znajdowały się otwory z których wydobywało się swiatło. Po prostu szaleństwo! Porobiłam nawet foty, ale aparat w telefonie mam niezbyt dobrej jakości, szczególnie w trybie nocnym, więc niewiele z tego wyszło.
W każdym razie tuż nad skrzyneczką do zielonej rury przymocowana była również biała laska w kształcie laski ;) Z jej górnego końca wydobywały się przeróżne kabelki i łączyły się z trakcją.
Kiedy tak podziwiałam niezwykła konstrukcję, magiczne pudełeczko zgasło. Na szczęście niebawem przejeżdżał jakiś tramwaj (oczywiście nie w moją stronę) i dowiedziałam się do czego służy owe ustrojstwo. Otóż Pan Motorniczy dojechał do skrzyneczki (okazało się że była też taka po drugiej stronie torów) coś poprzełączał i światła ponownie zabłysnęły. To po prostu taki rodzaj sygnalizacji jest... tylko że obsługiwany ręcznie.
Już prawie kończąc moją opowieść, dodam iż ten tramwaj był jedynym, który tamtędy przejeżdżał w przeciągu godziny.
Koło 22 przechodziła jakaś dziewczyna i oznajmiła, że chyba nie ma sensu tu dłużej czekać bo wszyscy od rynku na nóżkach pomykają. Udałam się więc na przystanek autobusowy. I tak miałam się tam niebawem zbierać, bo dostałam od Magdy info, że mam jakiegoś busa o 22.22. Na koniec dnia sympatyczna niespodzianka. Ja i Detka postanowiłyśmy zbliżać się do tegoż przystanku w tym samym czasie, więc podbiegłam kawałek i dotarłam bezpiecznie do domku, nie musząc już dłużej czekać.
Także podróż zaliczamy do udanych ;)

experienced by Marysia

Brak komentarzy: