Nie wszyscy może wiedzą, ale od 30
czerwca przerzuciłam się na stałe na komunikację miejską. Zmiana
lokalizacji pracy przekonała mnie, żeby zamienić wóz na bus.
Niestety nie na Piętnastkę, ale wierzę, że i tak będzie
zabawnie.
Miałam ogłosić konkurs odnośnie
szybkości wystąpienia pierwszej notki (a tym samym komunikacyjnej
przygody), ale okazało się, że jestem takim leniwcem, że nawet
nie napisałam notki konkursowej. Kajam się i w skrócie
przedstawiam wydarzenia ostatnich dwóch miesięcy.
Już pierwszego tygodnia biegłam na
autobus. Misja zakończyła się sukcesem. Pewnego dnia drugiego
tygodnia wojaży o godzinie 7 rano do autobusu wsiadło 2 panów z
piwkiem. Trochę im zazdrościłam, że oni jeszcze mają imprezkę a
ja muszę do roboty jechać – takie życie. Panowie wsiedli,
wyrazili swoje zdegustowanie faktem, że w autobusie sami gorole,
rzucili kilka epitetów czym zirytowali panią z małym dzieckiem,
poopowiadali kilka kawałów i wysiedli na następnym przystanku.
Dowcipy były oczywiście o gorolach. Niestety nie jestem w stanie
żadnego przytoczyć, gdyż z dykcji tychże panów, wywnioskowałam,
że nie było to ich pierwsze piwko tego dnia w związku z czym
miałam pewne trudności z przyswojeniem przekazywanych przez nich
informacji. Pamiętam jeden: Dlaczego Żydzi w Oświęcimiu nie myli
zębów? Puenty nie zrozumiałam. Może ktoś zna?
W trzecim tygodniu nastąpiła pierwsza
prawdziwa awaria. Awaria drzwi. Chciałam wcześniej pojechać do
pracy, ale 61 pokrzyżowało mi plany. Przyjechało spóźnione, a
Pan Kierowca oznajmił, że dalej nie jedzie, bo środkowe drzwi się
nie otwierają i że przyjedzie po nas autobus zastępczy. Po co komu
do jazdy drzwi? Ja nie rozumiem (dobra dobra, wiem, PPOŻ i takie tam
pierdoły). W każdym razie bez sensu taka awaria. W ogóle nie
spektakularna a Pan Kierowca dalej jechać nie chciał. W
międzyczasie oczekiwania na autobus zastępczy, Pan próbował
naprawić drzwi... co mu się udało! Także koniec końców
pojechaliśmy tymże wozem i nie spóźniłam się przynajmniej do
pracy.
W ostatnim tygodniu sierpnia miałam
dość napięty grafik ze względu na przygotowania przedurlopowe.
Pogoda postanowiła mnie wesprzeć – taka lało, że można było
pływać ulicami i wracałam do domu 45 minut dłużej niż normalnie
(jak nie dłużej). Innego dnia za to wracając z zumby (autem, nie
jestem aż tak szalona żeby jeździć tam autobusem) zatrzymali mnie
Panowie Policjanci i okazało się, że nie mam przy sobie
dokumentów. Byli bardzo mili i zaoszczędziłam 150zł, ale
zmarnowałam sporo czasu. Magdy (mojego kuriera) i swojego (a wyszłam
specjalnie wcześniej żeby się jeszcze ogarnąć przed wyjazdem!).
Początek sierpnia upłynął mi w
autokarze. Niestety nic się nie popsuło ani nie wjechaliśmy do
rowu. Nie zderzyliśmy się też z łażącymi drogą krowami czy
innymi galopującymi koniami. Także nie ma o czym pisać ;) Za to po
powrocie, w długi weekend, ukradli mi tablice rejestracyjne, dzięki
czemu mogłam się przejechać Piętnastką na komisariat. Cudowne
przeżycie. Okazało się że 15 sierpnia ok. 21:30 samochodem marki
Hyundai ukradłam bak benzyny na Klimontowie. Polecam.
Na koniec dodam jeszcze, że w czwartek
oficjalnie otworzyłam sezon na menele. Na szczęście to początek
sezonu i dało się jakoś wysiedzieć naprzeciw śmierdzącego pana,
ale przeżycie do najprzyjemniejszych nie należało.
Lato się kończy, rok szkolny/akademicki za pasem i
pewnie w autobusach będzie większy tłok. Trochę się obawiam, ale
mam nadzieję, że jakoś to będzie...
Obiecująca Pisać Częściej Marysia